Puchar: dewaluacja

We wtorek o 20 Lech Poznań gra z Ruchem Chorzów o Puchar Polski. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to trofeum z każdym rokiem traci ważność. Transmisja w nSport i TVN Turbo.

Aktualizacja: 18.05.2009 23:16 Publikacja: 18.05.2009 19:17

Nie wiadomo co zrobić z pucharem. Przed wojną grano o niego tylko raz, w roku 1926, cztery miesiące po zamachu majowym. Wisła Kraków pokonała wówczas Spartę Lwów 2:1. Trofeum ufundował PZPN, a rozgrywki odbywały się w okresie walk między zwolennikami a przeciwnikami ligi. Ostatecznie od wiosny roku 1927 zaczęto wyłaniać mistrza Polski drogą rozgrywek ligowych i puchar stał się zbędny. Pamiątką po sukcesie Wisły jest obraz Vlastimila Hoffmana, przedstawiający zwycięską drużynę Wisły pod skrzydłami bogini Nike, na tle panoramy Krakowa. Bogini trzyma puchar, dzięki czemu wiemy jak wyglądał. Zaginął gdzieś podczas okupacji. Oryginał obrazu znajduje się w zbiorach Muzeum Sportu i Turystyki, a portrety kilku wiślaków, również pędzla Hoffmana, zdobią salę posiedzeń TS Wisła, sąsiadującą z gabinetem prezesa Ludwika Miętty - Mikołajewicza.

[srodtytul]Jedenastu w dziurawych butach [/srodtytul]

Pomysł zorganizowania rozgrywek o Puchar Polski był powieleniem tego, co od roku 1872 znała już Anglia, od 1874 Szkocja, a od nich zapożyczyły kolejne kraje. Rozgrywki miały wszędzie wspólną cechę: puchar mogła zdobyć każda zarejestrowana drużyna, nieważne w której lidze grała. Ten przejaw demokracji po drugiej wojnie nabrał nowego znaczenia. Idea trafiła na podatny grunt w Związku Radzieckim. W tym kraju równości, gdzie zdaniem Włodzimierza Iljicza kucharka powinna umieć rządzić państwem, nawet jedenastu piłkarzy w dziurawych butach, z zabitej syberyjskiej wsi miało teoretyczne szanse stanięcia w szranki z wielkomiejską elitą klubów wojskowych i KGB. W praktyce było to niemożliwe, ale w pierwszych latach powojennych na wezwanie partii do rozgrywek zgłaszało się dziesiątki tysięcy drużyn.

W bloku państw demokracji ludowej wzorem Związku Radzieckiego rozwinięto ten rodzaj rywalizacji. Można powiedzieć, że ZSRR, a w ślad za nim państwa socjalistyczne, zawłaszczyły na kilkadziesiąt lat ideę, zrodzoną w czasach królowej Wiktorii. W niektórych z tych państw polityczna propaganda zawłaszczyła nawet nazwę. W Bułgarii serwilizm wobec Związku Radzieckiego posunął się do tego stopnia, że puchar nazwano imieniem Armii Czerwonej. Polska też znalazła się w pierwszym szeregu krajów, wyczuwających wschodnie wiatry. W roku 1951 tytuł mistrza Polski PZPN przyznał nie za zwycięstwo w lidze, ale za zdobycie Pucharu Polski. Ponieważ przez większość powojennych lat aż do roku 1989 mieliśmy kolegialną głowę, czyli Radę Państwa, to właśnie ona była patronem nagrody, o czym świadczyła inskrypcja na ważącym blisko 20 kg dziwolągu w socrealistycznym stylu: Puchar Polski ufundowany przez Przewodniczącego Rady Państwa. Ten egzemplarz znajduje się w gablotach Górnika Zabrze, który zdobywał go sześciokrotnie.

[srodtytul]Sekretarz od wręczania [/srodtytul]

W Anglii w ciągu 137 lat trwania rozgrywek wręczano zaledwie cztery egzemplarze pucharu i zawsze czynił to uroczyście król, królowa lub ktoś z rodziny panującej. Podobnie w Hiszpanii, gdzie trofeum nosi nazwę Copa del Rey (Puchar Króla). W większości krajów puchar wręcza głowa państwa, a finał rozgrywany jest na najważniejszym stadionie, zawsze mniej więcej w tym samym czasie. U nas różnie z tym bywało. Przewodniczący Rady Państwa nigdy nie wręczał pucharu. Robił to w jego imieniu zazwyczaj podrzędny urzędnik kancelarii. Przez lata był to sekretarz Edward Duda, nieznany z innej działalności. W III Rzeczpospolitej prezydent Lech Wałęsa nigdy nie pofatygował się na finał, natomiast Aleksander Kwaśniewski bodajże dwukrotnie wręczał puchar osobiście. Była to zresztą najzwyklejsza statuetka, kupiona w sklepie. Lech Kaczyński nie kontynuuje tej tradycji.

Nie ma też zwyczaju rozgrywania finału na flagowym stadionie kraju. Działacze związkowi byli przez lata przekonani, że spopularyzują rozgrywki, jeśli miejscem finałowego meczu będą mniejsze miasta: Zielona Góra (1965), Kielce (1967), Lublin (1979), Częstochowa (1980), Kalisz (1981), Piotrków Trybunalski (1983), Opole (1987). Przed rokiem finał rozegrany został w Bełchatowie, ponieważ innych chętnych nie było.

PZPN już wiele lat temu podjął uchwałę, zgodnie z którą miejscem finału będzie stolica Polski, ale nigdy tego nie przestrzegał. Kolejne władze nie mogły się też zdecydować w jakim terminie powinien odbyć się finał. W zależności od sytuacji wybierano więc święta państwowe - 1 Maja, 9 maja (według historyków radzieckich data kapitulacji hitlerowskich Niemiec), 22 lipca (rocznica tzw. Manifestu PKWN).

[srodtytul]Czarni narobią wstydu [/srodtytul]

Niestety, ta dowolność dotyczyła nie tylko dat i miejsc finałów. W 1965 roku PZPN podjął haniebną decyzję. Zgodnie z regulaminem jeśli zdobywcą Pucharu Polski zostawał mistrz kraju, w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów powinien brać udział finalista. W roku 1965 do finału doszła trzecioligowa drużyna Czarnych Żagań. PZPN uznał, że mogłaby narobić wstydu w Europie i zamiast niej w PZP zagrała Legia.

W roku 1968 doszło do sytuacji, którą według dzisiejszych standardów można śmiało podciągnąć pod korupcję. Ruch zdobył tytuł mistrza kraju i już po zakończeniu rozgrywek spotykał się w finale Pucharu Polski z Górnikiem. Na szczeblu ministerstwa Górnictwa i Energetyki ustalono, że skoro hutnicy z Chorzowa już jeden tytuł mają, to górnikom z Zabrza powinien przypaść drugi, aby obydwa zostały na Śląsku. Piłkarze stali się wykonawcami woli politycznej swoich pracodawców. Górnik wygrał 3:0, po trzech golach Włodzimierza Lubańskiego, któremu nikt nie przeszkadzał. Żeby było ciekawiej, trzy dni wcześniej, w lidze Ruch zwyciężył 3:1. W ramach uzgodnień międzyresortowych obydwa mecze odbyły się na Stadionie Śląskim.

Dzisiejszy finał też zostanie rozegrany na Śląskim. O datę, jak zwykle, były spory, w końcu PZPN wskazał wtorek 19 maja. Lech spotyka się z Ruchem Chorzów i nie ma większego znaczenia fakt, że Lech walczy o mistrzostwo kraju, a Ruch broni się przed spadkiem. Historia finałów pełna jest niespodziewanych wyników. Czarni Żagań, Raków Częstochowa, Mazur Karczew, Baildon Katowice, Chrobry Głogów, LZS Jadowniki, Miedź Legnica (sensacyjny zwycięzca z roku 1992), Aluminium Konin, Stal Sanok... W każdych rozgrywkach jakieś mało znane, biedne kluby sprawiają sensację, pokonując pewnych siebie faworytów z ligi. Dzięki nim rozgrywki są atrakcyjniejsze, strzelcy goli stają się lokalnymi bohaterami a wspomnienia żyją latami. To nadal są ważne rozgrywki. Można jednak czasami odnieść wrażenie, że największe kluby traktują je poważnie tylko dlatego, że nagrodą za zwycięstwo jest prawo gry o europejskie puchary. Lech zdobywał puchar czterokrotnie (1982, 1984, 1988, 2004). Ruch zwyciężał w rozgrywkach trzy razy (1951,1974, 1996), a cztery inne finały przegrał. Stadion Śląski jest w jakimś sensie jego boiskiem. Czy to pomoże?

Nie wiadomo co zrobić z pucharem. Przed wojną grano o niego tylko raz, w roku 1926, cztery miesiące po zamachu majowym. Wisła Kraków pokonała wówczas Spartę Lwów 2:1. Trofeum ufundował PZPN, a rozgrywki odbywały się w okresie walk między zwolennikami a przeciwnikami ligi. Ostatecznie od wiosny roku 1927 zaczęto wyłaniać mistrza Polski drogą rozgrywek ligowych i puchar stał się zbędny. Pamiątką po sukcesie Wisły jest obraz Vlastimila Hoffmana, przedstawiający zwycięską drużynę Wisły pod skrzydłami bogini Nike, na tle panoramy Krakowa. Bogini trzyma puchar, dzięki czemu wiemy jak wyglądał. Zaginął gdzieś podczas okupacji. Oryginał obrazu znajduje się w zbiorach Muzeum Sportu i Turystyki, a portrety kilku wiślaków, również pędzla Hoffmana, zdobią salę posiedzeń TS Wisła, sąsiadującą z gabinetem prezesa Ludwika Miętty - Mikołajewicza.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?