Początek rozgrywek to zwykle trudny czas dla czołowych polskich klubów, bo oprócz gry w ekstraklasie mierzą się z zagraniczną konkurencją w eliminacjach europejskich pucharów, co bywa bolesne, o czym chyba nikogo nie trzeba przekonywać.
Sensacyjny, ale zasłużony mistrz Polski z poprzedniego sezonu Piast Gliwice właśnie pobił rekord szybkości odpadnięcia z eliminacji Champions League. 17 lipca – na własne życzenie – przegrał u siebie z najlepszą białoruską drużyną, BATE Borysów, i tylko dzięki kolejnej reformie (obowiązującej od poprzedniego sezonu) nie ma jeszcze Europy z głowy.
Poprzednim rekordzistą była Wisła Kraków, która dekadę temu odpadła z estońską Levadią Tallin 22 lipca. Kluby z najsilniejszych europejskich lig w tym czasie dopiero rozpoczynają zgrupowania przed sezonem.
W ostatnich latach nasze kluby odpadały z europejskich pucharów z reprezentantami Luksemburga (Legia 2018), Słowacji (Górnik 2018), Mołdawii (Legia 2017), Azerbejdżanu (Jagiellonia 2017, Piast 2013 i Wisła 2010), Macedonii (Cracovia 2016), Cypru (Jagiellonia 2015), Islandii (Lech 2014), Litwy (Lech 2013) czy Kazachstanu (Jagiellonia 2011). Ta wyliczanka oczywiście dotyczy tylko rywalizacji w Lidze Europy (i wcześniej w Pucharze UEFA). Drzwi do Ligi Mistrzów zatrzaskiwali naszym czempionom obok Białorusinów m.in.: Słowacy, Kazachowie, Rumuni, Szwedzi, Czesi oraz Estończycy. Na 28 podejść do Champions League polskie kluby musiały się 25 razy obejść smakiem.
Ekstraklasa nie wytrzymuje konfrontacji z Europą. W rankingu UEFA jest na 27. miejscu (na 55), a przecież to zestawienie nie klasyfikuje lig, które nie wystawiają swoich przedstawicieli do walki międzynarodowej – 2. Bundesligi, Serie B, Segunda Divison, i przede wszystkim angielskiej Championship. Najdroższy zawodnik w historii tej ostatniej ligi Ruben Neves (kupiony w roku 2017 przez Wolverhampton) kosztował 16 milionów euro – najwyższy transfer do ekstraklasy to zakup Joao Amarala przez Lecha Poznań, który latem zeszłego roku wyłożył półtora miliona euro.