Królewscy zmierzą się u siebie z Liverpoolem i mało kto się spodziewa, że stracą punkty. Dwa tygodnie temu wygrali na Anfield 3:0, strzelając wszystkie bramki jeszcze przed przerwą. Kilka dni później pokonali w lidze Barcelonę 3:1, a w sobotę po kolejnym wysokim zwycięstwie nad Granadą (4:0) zostali w Hiszpanii liderem. Nie przegrali meczu od 13 września, pobili klubowy rekord (11 zwycięstw z rzędu), o słabym początku sezonu już nikt nie pamięta.
– To chyba najlepszy Real, w jakim grałem – cieszy się Iker Casillas. – Mieszanka piłkarzy młodych i doświadczonych, których stać na zdobywanie trofeów i tworzenie historii.
James Rodriguez i Toni Kroos szybko wkomponowali się w zespół, do zdrowia wraca Gareth Bale, skutecznością nie przestaje imponować Cristiano Ronaldo. Dzisiaj może wyprzedzić Raula w klasyfikacji strzelców wszech czasów LM, brakuje mu tylko dwóch goli.
– To wielkie wyzwanie zagrać z prawdopodobnie najlepszą obecnie drużyną na świecie, ale przylecieliśmy do Madrytu z wiarą we własne umiejętności – mówi trener Liverpoolu Brendan Rodgers, choć jego zespół nie potrafi się pozbierać po odejściu Luisa Suareza, a bez kontuzjowanego Daniela Sturridge'a atak wicemistrzów Anglii wygląda jeszcze mizerniej. W trzech ostatnich spotkaniach nie zdobyli bramki.
Borussia w Lidze Mistrzów trafia regularnie. Zaczęła od 2:0 z Arsenalem, potem było 3:0 w Brukseli i 4:0 w Stambule. Pokonując drugi raz Galatasaray, awansuje do fazy pucharowej i otworzy do niej szeroko drzwi Arsenalowi. Londyńczycy wyjdą wówczas z grupy, oczywiście jeśli wygrają u siebie z Anderlechtem. Być może na boisku pojawi się Theo Walcott, który przez dziesięć miesięcy leczył kontuzję, a w weekend wszedł w końcówce meczu z Burnley (3:0).