– Kiedy wylosowaliśmy Monaco, byłem bardzo zaskoczony. Tak jak w poprzednich sezonach spodziewałem się rywala z najwyższej półki. Dla mnie to był mały szok emocjonalny, bo w obu klubach spędziłem w sumie ćwierć wieku – opowiada trener Arsenalu Arsene Wenger.
Zanim w 1996 roku osiadł w Londynie, przez siedem lat prowadził drużynę z małego księstwa. Zdobył z nią mistrzostwo (1988) i Puchar Francji (1991), zakwalifikował się do finału Pucharu Zdobywców Pucharów (1992) i półfinału Ligi Mistrzów (1994). – To mój pierwszy dom. Zaufali mi, chociaż byłem młody – dodaje Wenger.
Nie jest jedyną osobą, dla której środowy wieczór będzie okazją do wspomnień. Do Londynu wraca bułgarska strzelba Dymitar Berbatow. Spędził tam łącznie cztery lata, dla Tottenhamu i Fulham zdobył 66 bramek.
Arsenal w europejskich pucharach jeszcze nigdy z Monaco nie grał, ale jego bilans rywalizacji z francuskimi zespołami robi wrażenie: tylko dwie porażki w 20 spotkaniach. – To normalne, że wszyscy myślą, iż Arsenal jest już w ćwierćfinale, ale w futbolu faworyci i pieniądze nie zawsze wygrywają – przypomina trener Monaco Leonardo Jardim.
W drugim meczu Atletico, finalista z ubiegłego sezonu, zmierzy się w Leverkusen z Bayerem Sebastiana Boenischa. Obie drużyny spotkały się w fazie grupowej Ligi Europejskiej 2010/2011 (dwa razy 1:1), awansowali wówczas tylko Niemcy, ale to Hiszpanie w kolejnych latach osiągnęli więcej.