Dnipro długą podróż do Warszawy zaczęło jeszcze w lipcu. Droga wiodła przez osiem krajów, liczyła 18 przystanków, bo tyle właśnie meczów musieli rozegrać Ukraińcy, by znaleźć się w wielkim finale. W fazie pucharowej eliminowali Olympiakos Pireus, Ajax Amsterdam, Club Brugge i w końcu faworyzowane Napoli z Rafą Benitezem na trenerskiej ławce oraz Gonzalo Higuainem i Markiem Hamsikiem na boisku. Nie mogąc nawet korzystać ze swojego stadionu – przez konflikt na wschodzie kraju.

Tydzień temu piłkarze z Neapolu mieli pretensje do sędziego, który w końcówce uznał gola Jewhena Sełezniowa ze spalonego, ale w czwartek ten sam Sełezniow trafił do bramki już zgodnie z przepisami, a Denys Bojko bronił wszystkie strzały przeciwników. Dnipro, które nigdy nie było mistrzem Ukrainy, stanie teraz przed historyczną szansą zdobycia europejskiego pucharu.

Łatwe to jednak nie będzie, bo Sevilla wydaje się jeszcze silniejsza niż przed rokiem i marzy o zabraniu trofeum do domu. Fiorentina, mimo odważnych zapowiedzi, nie okazała się dla niej godnym przeciwnikiem. Chciała odrobić straty sprzed tygodnia (0:3), a nie potrafiła przed własną publicznością wykorzystać nawet rzutu karnego, podyktowanego za faul Krychowiaka. Josip Ilicić uderzył wysoko nad poprzeczką.

27 maja w Warszawie stawką będzie nie tylko piękny puchar i duże pieniądze, ale i – po raz pierwszy – miejsce w przyszłym sezonie Ligi Mistrzów.