To był najlepszy mecz rozegrany do tej pory na Stadionie Narodowym – szybki, otwarty, w którym obie strony imponowały polotem i dążeniem do wygranej. W dodatku padły przepiękne gole, a bramka Rusłana Rotania bezpośrednio z rzutu wolnego musiała spowodować, że siedzącemu na trybunach Narodowego prezydentowi UEFA Michelowi Platiniemu – niegdyś największemu ekspertowi od takich goli – musiała zakręcić się łezka w oku i ożyły wspomnienia. Środowy wieczór w Warszawie był fantastyczną odtrutką dla tych, którzy cały dzień spędzili na czytaniu o korupcji w FIFA, aresztowaniach działaczy i nabierali niechęci oraz odrazy do tej najpiękniejszych z gier.
Oczywiście każdy polski kibic wyżej będzie cenił historyczną wygraną reprezentacji z Niemcami – to całkowicie zrozumiałe – ale obiektywnie rzecz ujmując takiej uczty dla oka zawodnicy Adama Nawałki i Joachima Loewa w październiku zeszłego roku nam się ufundowali.
Co ważne, w warszawskim finale nie trzeba było na siłę szukać polskich akcentów. Akcent w postaci gola Grzegorza Krychowiaka – pierwszego polskiego trafienia w finale europejskiego pucharu od czasów Zbigniewa Bońka w 1985 roku (Superpuchar Europy) – był aż nadto widoczny.
Przed meczem trener Sevilli Unai Emery studził emocje Polaka. Kazał mu zapomnieć, że mecz się toczy w jego ojczyźnie, że na trybunach siedzieć będzie jego rodzina i tysiące rodaków. Nie chciał żeby Krychowiak był przemotywowany. Pomocnik, który latem zeszłego roku trafił do Sevilli z francuskiego Reims otwarcie mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że mecz w Warszawie będzie spełnieniem jego chłopięcych marzeń. Że jako dziecko wielokrotnie wyobrażał sobie, że któregoś dnia zagra o europejskie trofeum.
I zagrał kapitalnie. Krychowiak w hiszpańskim klubie szybko stał się jednym z najważniejszych piłkarzy. Tamtejsze media i kibice nie mogą się go nachwalić. Jego odbiory, sposób w jaki przerywa akcje rywali i rozpoczyna ataki swojego zespołu budzą najwyższy podziw. On do Hiszpanii nie przychodził żeby strzelać gole i asystować, ale żeby wykonywać ciężką, brudną robotę w środku pola. Tymczasem w Warszawie to właśnie on jako pierwszy z hiszpańskiego zespołu trafił do siatki rywali. Był to zrresztą dopiero jego drugi gol w barwach Sevilli.