Ekstraklasa od dłuższego już czasu zmierza do duopolu. To liga dwóch prędkości – w pierwszej grupie znajduje się Lech i Legia, które dystansują rywali finansowo, a co za tym idzie – także sportowo. W peletonie jedzie cała reszta klubów. W tym sezonie po raz kolejny próbę dołączenia do liderów podejmie Lechia Gdańsk, która ma potencjał, by zostać trzecią siłą w polskiej piłce, ale w poprzednim sezonie spektakularnie go roztrwoniła.
Lech i Legia grają w innej lidze przede wszystkim pod względem ekonomicznym. Wynika tak choćby z raportu EY opublikowanego w środę. Wartość przychodów Legii za 2014 rok to ponad 115 mln zł. Wartość przychodów mistrza Polski z Poznania jest niemal o połowę mniejsza i wynosi ponad 65 mln. Trzecia Lechia jest o ponad 20 mln gorsza od Lecha. Kluby środka tabeli, jak Pogoń czy Cracovia, mają niecałe 20 procent tego co Legia.
Z raportu EY wynika, że Legia radzi sobie zdecydowanie najlepiej w kraju pod względem wpływów z marketingu (8,7 mln), a także najlepiej potrafi zarabiać na meczach na własnym obiekcie (z tego tytułu wpływy Legii za 2014 rok to 20,4 mln). Przewaga Legii nad Lechem w kwestii przychodów bierze się jednak w głównej mierze z tego, że warszawianie grali w grupowej fazie Ligi Europejskiej – co za tym idzie – rozegrali więcej meczów u siebie, a także mogli liczyć na premie od UEFA i wpływy ze sprzedaży praw telewizyjnych (23 mln zł).
Poznański optymizm
Lech Macieja Skorży na początku sezonu robi bardzo dobre wrażenie. Pewnie pokonał Legię w meczu o Superpuchar (3:1), a także spokojnie i według planu zwyciężył na wyjeździe z FK Sarajewo (2:0) w pierwszym spotkaniu II rundy eliminacji Ligi Mistrzów.
Przerwa między sezonami była w tym roku krótka – ostatnia kolejka rozegrana została 7 czerwca. Zadaniem Skorży było utrzymanie dobrej formy z finiszu. Z kolei wyzwanie, jakie mieli szefowie klubu, to utrzymać kadrę z poprzedniego sezonu i dokonać wzmocnień przed walką o puchary. I można zaryzykować stwierdzenie, że Lech stał się mocniejszy.
Z podstawowych zawodników Skorża stracił tylko środkowego napastnika Zaura Sadajewa. Ale o potrzebie nowego atakującego mówiło się w Poznaniu od dawna. Sadajew był piłkarzem walecznym i silnym, ale nie snajperem, jakiego Lech potrzebował – w zeszłym sezonie zdobył w lidze zaledwie pięć goli.
Skorża sięgnął więc po weterana, 32-letniego Marcina Robaka z Pogoni Szczecin, a także za 400 tys. euro sprowadził Denisa Thomallę. To 24-letni zawodnik mający polskie korzenie, mówiący po polsku, ale urodzony w Niemczech. Jest wychowankiem Karlsruher, w wieku 18 lat przeszedł do Hoffenheim. Nie udało mu się przebić do pierwszego zespołu, chociaż debiutował w Bundeslidze w 2010 roku (rozegrał cztery spotkania, ale były to głównie epizody – w sumie 23 minuty). W zeszłym sezonie strzelił dziesięć goli w austriackim SV Ried. Thomalla już zaczyna się spłacać, zdobył drugiego gola w Sarajewie. Za awans do trzeciej rundy kwalifikacyjnej LM UEFA zapłaci Lechowi 400 tys. euro premii.