Na mecz w Warszawie przyszło nieco ponad 10 tysięcy ludzi, ale wystarczyło ich do stworzenia fatalnej atmosfery. Okrzyki z trybun „piłkarzyki-pajacyki” i wiele mocniejszych oraz zdecydowanie bardziej wulgarnych, transparenty obwieszczające zawodnikom Henninga Berga, że nie zasługują na doping trybun i szydercze „ole” przy próbach wymiany podań między legionistami. Gdyby ktoś niezorientowany znalazł się tego dnia na stadionie przy Łazienkowskiej mógłby pomyśleć, że Legia właśnie zaliczyła haniebną serię porażek i spadła z ligi.

- Kibice płacą za bilety i mają prawa wyrażać swoje emocje. Ale jeśli myślą, że pomagają takim zachowaniem piłkarzom, są w błędzie. Nie pomagają – mówił z zaciśniętymi ustami trener Berg po meczu.

Takie reakcje warszawskiej publiczności to oczywiście efekt przegranego na ostatniej prostej mistrzostwa Polski w zeszłym sezonie, a także fatalnego występu w miniony piątek przeciwko Lechowi w Superpucharze (porażka 1:3). Mecz z Rumunami miał tę gęstniejąca – już coraz głośniej mówi się o mocno chwiejącym się stołku pod Bergiem – atmosferę oczyścić. Nie oczyścił. Po ostatnim gwizdku sędziego legioniści usłyszeli przeciągłe gwizdy ze strony trybun. Reakcja jednak mocno przesadzona – przy tym wyniku, to zawodnicy Berga są faworytem przed rewanżem za tydzień w Rumunii.

Na początku sezonu można jednak odnieść wrażenie, że w Legii nie było żadnej przerwy między sezonami. Że nie pomogły ani urlopy, ani okres przygotowawczy. Że nie sprowadzono piłkarzy za 700 tysięcy euro (Michał Pazdan z Jagiellonii) czy za pół miliona (Aleksandar Prijović). Legia wciąż – dokładnie jak pod koniec minionego sezonu – grała jednostajnym tempem, czytelny dla przeciwnika futbol, bez żadnego elementu improwizacji czy zaskoczenia. Podobnie jednak jak w minionym sezonie, Legia miała w czwartkowy wieczór jednego zawodnika, który momentami przerasta pozostałych kolegów – Ondreja Dudę.

Słowak wciąż nie jest do końca pewien, gdzie w tym sezonie będzie grać. Jeśli dobrze przystawić ucho, można się dowiedzieć, że znowu do rozmów transferowych wrócili Włosi z Interu Mediolan. I chociaż szansa na odejście pomocnika nie jest wielka, to wykluczyć jego sprzedaży wciąż nie można.

Duda był jedynym zawodnikiem w Legii, który wnosił jakiś pomysł do gry i nieszablonowość. Kilka razy świetnie podawał, ale Serb z węgierskim paszportem, który latem pojawił się w Warszawie, Nemanja Nikolić nie miał dobrego dnia. Notorycznie był na spalonym – w pierwszych 30. minutach Rumuni aż czterokrotnie łapali go na ofsajdzie.

- Dobry mecz – trener Berg jak zwykle był bardzo zadowolony, jakby nie słyszał gwizdów żegnających jego piłkarzy. – Mieliśmy kilka świetnych sytuacji, nasi przeciwnicy żadnej. Wygraliśmy 1:0, ale to dobry rezultat z zespołem, który jest na poziomie czołówki polskiej ligi. Mogliśmy wygrać znacznie wyżej. Nie mieliśmy jeszcze wyczucia, stąd tyle razy nasi piłkarze znajdowali się na spalonym, ale to przyjdzie z czasem. Jedyne czego nam zabrakło to więcej goli.

Legioniści faktycznie mieli kilka doskonałych okazji, by zwycięstwo było bardziej okazałe, a co za tym idzie nie do końca uzasadniony gniew kibiców mniejszy, a sytuacja przed rewanżem jeszcze bardziej komfortowa. Kolejne szanse jednak koncertowo marnowali. Nie trafił Nikolić, Michał Kucharczyk w łatwej sytuacji, dobijając strzał reprezentanta Węgier, przeniósł piłkę nad poprzeczką, a wprowadzony po przerwie Prijović także nie potrafił wcelować w bramkę.

Skuteczności zabrakło także w Śląsku (0:0 z IFK Goeteborg) oraz w Jagiellonii (bezbramkowy remis z Omonią Nikozja). W Białymstoku fantastyczną okazję miał w doliczonym już czasie gry Patryk Tuszyński. Napastnik, który przecież został powołany na ostatnie zgrupowanie reprezentacji Polski, nagle znalazł się sam przed bramkarzem cypryjskiego klubu, ale trafił prosto w niego. We Wrocławiu z kolei najlepszą sytuację zmarnował Słowak Robert Pich.

Pozytyw jest jednej – żadna z polskich drużyn grających w czwartkowy wieczór w pucharach nie straciła gola. Rewanże za tydzień, ale już w piątek w Nyonie odbędzie się losowanie potencjalnych rywali w kolejnej rundzie kwalifikacji europejskich pucharów.

Legia - FC Botosani 1:0 (0:0)
Bramka – O. Duda (78.)
Żółte kartki: Ł. Broź, J. Rzeźniczak, Guilherme, O. Duda (Legia); A. Cordo?, G. Va?vari, S. Cucu (Botosani).
Sędziował: Simuniović (Chorwacja). Widzów: 10 000

Śląsk Wrocław - IFK Goeteborg 0:0.
Żółta kartka: Jacek Kiełb (Śląsk Wrocław).
Sędzia: Jesus Gil Manzano (Hiszpania). Widzów: 16 978.

Jagiellonia Białystok - Omonia Nikozja 0:0.
Żółte kartki: Piotr Tomasik (Jagiellonia); Giorgios Ikonomidis, Gaossou Fofana, Ivan Runje, Cristovao Ramos (Omonia).
Sędzia: Bojan Pandzic (Szwecja). Widzów: 16 067.