Dominik Livaković obronił strzał Rodrygo, Marquinhos trafił w słupek i Brazylia zalała się łzami. Chorwaci znów pewnie wykonywali jedenastki, nie pomylili się ani razu i wysłali do domu głównego faworyta.
Neymar przecierał oczy ze zdumienia, bo Chorwaci, którzy mieli w nogach dogrywkę i karne w meczu z Japonią, zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko. Brazylijczycy wydawali się zaskoczeni, że to co z łatwością przychodziło im w poprzednich spotkaniach, w piątek nie działa.
Chorwacja świetnie się broniła, ale nie ograniczała się do defensywy. Niewiele brakowało, by po akcji Josipa Juranovicia i dośrodkowaniu Mario Pasalicia Ivan Perisić dał jej prowadzenie.
Czytaj więcej
- Te pieniądze nie stanowiły dla nas żadnego celu. Ten cel był zupełnie inny. My chcieliśmy dobrz...
Czas płynął, a Brazylijczycy nie umieli znaleźć sposobu na rywala. Po przerwie podkręcili tempo, bramkę na początku drugiej połowy mógł zdobyć m.in. Neymar, ale powstrzymał go Livaković. Bramkarz Chorwacji notował kolejny znakomity występ. Gdy już udało się Canarinhos przedostać w pole karne, to właśnie on stawał na wysokości zadania i doprowadzał przeciwników do frustracji.