To był wreszcie przyzwoity występ polskiej reprezentacji. Zawodnicy Czesława Michniewicza zrzucili szaty drużyny przestraszonej, do rywalizacji z mistrzami świata przystąpili z podniesionym czołem. Byli uważni i odważni. Przecieraliśmy oczy, kiedy wymieniali piłkę na własnej połowie, żeby po kilkunastu sekundach zaatakować pole karne przeciwnika. Tak zwyczajne, a jednak nieoczekiwane.
Polacy powinni wręcz prowadzić – Bartosz Bereszyński w 38. minucie ruszył lewą stroną i zagrał pod nogi Piotra Zielińskiego, ale ten strzelił prosto w bramkarza, a dobitkę dwukrotnie blokowali obrońcy. Odpowiedź była bezlitosna. Francuzi uśpili Polaków rozgrywaniem piłki, Matty Cash spóźnił się do Kyliana Mbappe, a do prostopadłego podania dopadł Olivier Giroud, który pokonał Szczęsnego.
Czytaj więcej
Polska przegrała z Francją po swoim najlepszym meczu w turnieju. Gdyby grała tak od początku, nas...
Pielęgnowaliśmy w pamięci świadomość, że mundial do tej pory nie dał okazji przekonania się, jak wyglądają Polacy goniący wynik – trzy mecze fazy grupowej przeżywaliśmy we względnym komforcie, nawet przez moment nie obcowaliśmy bowiem z rezultatem, którego utrzymanie do ostatniego gwizdka oznaczałoby pożegnanie z turniejem. Szukaliśmy szansy, skończyło się kontratakiem.
Trzech Francuzów ruszyło na trzech Polaków, piłka dotarła do Mbappe. Miał czas: przyjął, poprawił, przymierzył – w górny róg. Minęło kilkanaście minut i znowu to zrobił. Jego dwa uderzenia sprawiły, że wynik był gorszy niż gra naszej drużyny. Rezultat upudrował Lewandowski – wykorzystał karnego, ale dopiero za drugim razem. Hugo Lloris przy pierwszej próbie wyszedł z bramki zbyt wcześnie.