Korespondencja z Kataru
Weah dopadł w polu karnym do piłki, którą perfekcyjnie między obrońcami zagrał mu Christian Pulisic, czyli największy gwiazdor drużyny. To był gol zasłużony, bo Amerykanie wcześniej długo oblegali pole karne rywali. Dłubali ataki pozycyjne, szukali szansy środkiem i skrzydłami, aż wreszcie błysnął pomocnik Chelsea, który wykonał kluczowe podanie w szybkiej, dobrze zorganizowanej akcji.
Amerykanie czekali osiem lat, żeby znów zagrać na mistrzostwach świata, bo po siedmiu startach z rzędu oraz ćwierćfinałowej porażce z Belgami w 2014 roku przepadli w eliminacjach do mundialu w Rosji. Teraz Jankesi wracają i to w momencie kluczowym, bo w 2026 roku spróbują przed własną publicznością udowodnić kibicom, że soccer nie jest tylko sportem dla kobiet.
Czytaj więcej
Mecz otwarcia mundialu pokazał, że Katarczycy do piłki raczej się nie przekonają. Ich drużyna przegrała, oni uciekli z trybun. Kolejne tygodnie pokażą, czy Katar przekona do siebie świat.
Przywieźli do Kataru zespół młody, ale uzbrojony w kilku aktorów europejskiej sceny. Asy z talii Gregga Berhaltera grają na Starym Kontynencie, a największe zagrożenie pierwszego meczu - tuż pod nosem. Bale został niedawno bohaterem finału MLS, gdy jego gol na 3:3 dla Los Angeles FC w 128. minucie doprowadził do wygranej serii karnych. Teraz był jednak niewidoczny. Do czasu.