Kibice z Landshut, bawarskiego miasta, do którego Grand Prix wróciło po 27 latach przerwy, oglądali ciekawe, wyrównane zawody. Po czwartej serii startów nikt nie miał na koncie dwucyfrowej zdobyczy. Z dziewięcioma punktami prowadzili lider cyklu Jason Doyle i ścigający go aktualny mistrz świata Bartosz Zmarzlik. Także dwaj inni Polacy — Dominik Kubera i Szymon Woźniak — mogli znaleźć się w strefie półfinałowej.
Tylko Woźniakowi ta sztuka się nie udała. W ostatniej serii przyjechał w swoim wyścigu na drugiej pozycji i zajął w Grand Prix Niemiec dziewiątą pozycję. Uzbierał osiem punktów, tak jak dwóch innych zawodników. Turnieje, w których aż tylu zawodników z takim dorobkiem odpada z zawodów po fazie zasadniczej, należą do rzadkości.
Czytaj więcej
W wieku 32 lat zmarł Andriej Kudriaszow, posiadający polskie obywatelstwo rosyjski żużlowiec, który od kilku lat zmagał się z rakiem skóry.
Rundę zasadniczą wygrał Zmarzlik z dwunastoma punktami, a tuż za nim znalazł się Kubera. Ten drugi słabo rozpoczął zawody; po dwóch seriach miał na koncie zaledwie dwa punkty. Jednak kolejne trzy swoje biegi wygrał, rozkręcając się z wyścigu na wyścig. W drugą stronę poszedł Doyle. Zwycięzca z Warszawy sprzed tygodnia, w Landshut dobrze zaczął, od dwóch wygranych, a później słabł z każdym kolejnym wyjazdem na tor.
Niespodzianka w Grand Prix Niemiec. Duńczyk wygrał po raz pierwszy w karierze
W pierwszym półfinale Australijczyk już w ogóle nie dojechał do mety. Stawkę na pierwszym łuku rozprowadził Zmarzlik, pewnie wygrywając przed dwoma Duńczykami, Mikkelem Michelsenem i Leonem Madsenem. Po chwili, z drugiego półfinału, awansowali dwaj klubowi koledzy Zmarzlika z Motoru Lublin - Kubera i Jack Holder. To już druga taka sytuacja w tym roku, tyle że na inaugurację Grand Prix w Chorwacji zamiast Kubery do finału wjechał Szwed Fredrik Lindgren.