Igrzyska Europejskie. Powtórki z Tokio nie będzie

Polscy lekkoatleci zajęli drugie miejsce w drużynowych mistrzostwach Europy, bo na kontynencie wciąż są potęgą. Radości podczas sierpniowych mistrzostw świata w Budapeszcie może być jednak mniej.

Aktualizacja: 27.06.2023 06:34 Publikacja: 27.06.2023 03:00

Piotr Lisek – kapitan reprezentacji Polski – z trofeum za drugie miejsce w drużynowych mistrzostwach

Piotr Lisek – kapitan reprezentacji Polski – z trofeum za drugie miejsce w drużynowych mistrzostwach Europy

Foto: Tomasz Kasjaniuk/mat. prasowe

Nasza reprezentacja podium sięgnęła czwarty raz z rzędu. Dwie poprzednie edycje imprezy wygraliśmy, teraz lepsi byli jedynie Włosi.

– Jesteśmy w Europie liczącą się siłą. Mieliśmy w zespole wielu młodych zawodników, a nawet debiutantów, którzy unieśli ciężar – potwierdza wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA) Tomasz Majewski.

Czytaj więcej

Igrzyska europejskie pozostają na tle igrzysk olimpijskich imprezą budżetową

Nie zawiedli liderzy, bo swoje konkurencje wygrali młociarz Wojciech Nowicki, płotkarka Pia Skrzyszowska i sprinterka Ewa Swoboda. Drugie miejsca zajęły sztafety: 4x100 metrów kobiet oraz mikst. Były też niespodzianki, jak zwycięstwo biegającej na 3000 metrów z przeszkodami Alicji Konieczek czy drugie miejsce Alberta Komańskiego w biegu na 200 metrów.

Wszystko dla zespołu

Uniknęliśmy wpadek, a to w rywalizacji drużynowej równie ważne jak pierwsze lokaty. Punktowane jest każde miejsce – od szesnastu do jednego – więc takie zawody to także przekrojowy obraz układu sił.

Polacy potwierdzili, że są kontynentalną potęgą, choć walkę o podium ułatwiły niepełne składy Brytyjczyków i Norwegów.

Czytaj więcej

Igrzyska europejskie jak widmo. Sportowcy nie wiedzą, w czym startują

Organizacja zawodów w jednym miejscu oraz ich podział na trzy – a nie jak dotąd cztery – dywizje wpłynął na ich format. Rywalizację w elicie podjęło szesnaście reprezentacji, podczas gdy dwa lata temu było ich siedem (Ukraińcy się wycofali). To sprawiło, że mielizny w składzie były jeszcze bardziej widoczne, ale Polacy je zakryli – także dzięki udanym decyzjom kadrowym.

– Obstawiałem, że zajmiemy miejsce między drugim a czwartym. Nasza pozycja świadczy o tym, że mamy zaplecze na poziomie europejskim – mówi „Rz” dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki. – Pokazali się Komański, Krzysztof Hołub, Mateusz Gos czy Dawid Wegner. To młodzi, którzy wykorzystali szansę. Ludzie dali z siebie wszystko, żeby robić punkty dla drużyny – dodaje Majewski.

Przegląd kadr wypadł nieźle, a debiutanci za medal dostaną stypendia – niewielkie, ale dla niektórych na pewno motywujące.

Najlepsi szli na podium przez szpaler wolontariuszy, którzy dekorowali ich medalami drużynowych mistrzostw Europy, i to pomysł, który trzeba pochwalić. Oficjele wręczali kapitanom jedynie trofea drużynowe.

Czytaj więcej

Igrzyska europejskie. Andrzej Duda, Jacek Sasin i gwizdy. Teraz czas na sport

Zawodnicy zgodnie twierdzili, że punkty zdobyte dla zespołu były dla nich najważniejsze. Niektórzy nawet nie wiedzieli, że dostaną jeszcze medale igrzysk europejskich. Organizatorzy rozdzielili je na podstawie sumy wyników wszystkich dywizji i zrezygnowali z wręczenia podczas dekoracji, bo w niedzielę – kiedy rywalizację kończyła elita – pozostałych reprezentacji już w Polsce nie było. – Niektórzy mylą igrzyska europejskie z olimpijskimi i nie wiem, czy to dobrze. Dla nas najważniejsza była walka dla zespołu – mówi tyczkarz Piotr Lisek. Konieczek, która mieszka w Ameryce, przyznała z kolei, że już dostawała zza oceanu gratulacje za medal olimpijski, choć nie dostanie nawet tego europejskiego – była w serii najlepsza, lecz szybciej pobiegły zawodniczki z innych dywizji.

Podobny był przypadek Mateusza Borkowskiego – trzeciego w swoim biegu na 800 metrów, przeciwko najlepszym, ale mającego siódmy wynik całych igrzysk. Mikst wygrał serię, ale kilka minut wcześniej lepszy czas miały Czeszki. Polacy ostatecznie zdobyli osiem medali.

PZLA prawdopodobnie udekoruje ich pod koniec lipca podczas mistrzostw Polski w Gorzowie Wielkopolskim.

Koszulka daje energię

Wygrali Włosi, bo przywieźli do Chorzowa mocną i wyrównaną kadrę. – Igrzyska w Tokio wszystko zmieniły. Widząc sukcesy naszych przyjaciół, uwierzyliśmy w siebie – mówi „Rz” Samuele Ceccarelli, czyli niedoszły adwokat, syn prawnika i wnuk bramkarza z przeszłością w Serie A, który w marcu nieoczekiwanie został halowym mistrzem Europy w biegu na 60 metrów.

– Niedawno nie radziliśmy sobie podczas najważniejszych zawodów. Przegrywaliśmy z presją, zakładając włoską koszulkę. Teraz dodaje nam ona energii – potwierdza w rozmowie z „Rz” mistrz olimpijski w skoku wzwyż Gianmarco Tamberi: – Mamy unikalny zespół, bo wszyscy się wspieramy. Każdy oddaje całą duszę i serce dla drużyny. Wygranie tych zawodów było naszym marzeniem – dodaje.

Zwyciężyli także dlatego, że potraktowali imprezę poważnie, a niektórych gwiazd brakowało. Spośród ośmiu pochodzących z Europy złotych medalistów ostatnich mistrzostw świata na Stadionie Śląskim wystąpił tylko słoweński dyskobol Kristjan Ceh. Byli za to indywidualni mistrzowie olimpijscy: Nowicki, Grek Miltiadis Tentoglou (skok w dal), Szwed Daniel Stahl (rzut dyskiem) czy właśnie Tamberi.

Kolejna edycja zawodów odbędzie się za dwa lata w Madrycie. Możliwe, że w takim samym formacie, choć wielu go krytykuje. Jedni zwracają uwagę na zbyt dużą liczbę reprezentacji, która powoduje podział biegów na serie i ogranicza przejrzystość rywalizacji, ale nie tylko. – Limit czterech strąceń poprzeczki w skoku wzwyż to nieporozumienie – podkreśla Tamberi.

Czytaj więcej

Igrzyska Europejskie w Krakowie. Padel, najmłodszy brat tenisa

– Kiedyś mieliśmy osiem zespołów i wszystko było proste. Dwa dni, biegi na miejsca, w każdej serii twój reprezentant, emocje i rywalizacja. Świetna formuła. Federacja też widzi, że teraz to się nie klei. Drużynowe mistrzostwa Europy to jednak impreza droga i szukanie gospodarzy dla większej liczby dywizji jest problemem – wyjaśnia Majewski.

Rywalizację najlepszych śledziło kilka tysięcy widzów, na zawodach niższych dywizji trybuny były puste.

– Sportowcy wciąż byli szczęśliwi, że przyjaciele oraz rodzina zobaczyli w telewizji, jak rywalizują na olbrzymim stadionie. Wolą to niż zawody na niewielkim obiekcie przy kilkuset widzach – przekonuje jednak szef europejskiej federacji Dobromir Karamarinov.

Włączenie zawodów do igrzysk europejskich, choć dla wielu uczestników nieczytelne i zaskakujące, także ocenia pozytywnie oraz zapewnia, że nie wyklucza podobnego rozwiązania w przyszłości.

– Myślę, że zmiany jednak będą. Łączenie wyników to pomyłka, która nie ma nic wspólnego z fair play, ale ważne, że jako Polska wciąż na tych igrzyskach w jakiś sposób zaistnieliśmy – mówi Majewski.

Świat nie śpi

Impreza na Stadionie Śląskim była dla polskiej reprezentacji etapem przygotowań do sierpniowych mistrzostw świata w Budapeszcie.

– Sprawdzamy, gdzie jesteśmy – mówi Swoboda. Nowicki oraz Malwina Kopron narzekali na czucie sprzętu, a podejście wielu lekkoatletów najlepiej oddają słowa tego pierwszego, który z charakterystycznym dla siebie spokojem oznajmił: – Było stabilnie, ale bez fajerwerków.

Występ w prestiżowych zawodach to zawsze okazja do zdobycia rankingowych punktów, które są dziś najważniejszą – obok wyśrubowanych minimów – podstawą kwalifikacji na największe imprezy: mistrzostwa świata oraz igrzyska olimpijskie. Polacy przypomnieli też o sobie kibicom i dali im okazję do uśmiechu, co cieszy, tym bardziej że w Budapeszcie tyle radości raczej nie będzie.

Polacy rok temu zdobyli w Oregonie cztery medale – najmniej od 2013 roku – a bohaterka tamtej imprezy, chodziarka Katarzyna Zdziebło (dwa srebra), już dwa razy zmieniła trenera. Mocnymi kandydatami do podium pozostają młociarze. Trudno będzie o podium mikstowi, bo świat konkurencję traktuje coraz poważniej. Sztafeta 4x400 metrów kobiet wciąż jest silna, ale rywalki także.

Kadra na pewno będzie szeroka. – Budapeszt jest bliżej, więc damy szansę większej grupie niż w Oregonie – zapewnia Kęcki, ale worka medali nie obiecuje. – Jestem spokojny o pozycje finałowe. Świat jednak nie śpi i z miejscami na podium może być różnie. Trzy, cztery są realne. Powtórki z Tokio, gdzie zdobyliśmy dziewięć medali, na pewno nie będzie.

Nasza reprezentacja podium sięgnęła czwarty raz z rzędu. Dwie poprzednie edycje imprezy wygraliśmy, teraz lepsi byli jedynie Włosi.

– Jesteśmy w Europie liczącą się siłą. Mieliśmy w zespole wielu młodych zawodników, a nawet debiutantów, którzy unieśli ciężar – potwierdza wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA) Tomasz Majewski.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę