Rosjanie robią igrzyska
Nie wiadomo wciąż, co wydarzy się podczas letnich igrzysk 2024 i kto w Paryżu faktycznie wystartuje.
Niewykluczone, że kluczowe będzie stanowisko Francuzów i prezydenta Emmanuela Macrona, bo choć Bach lubi mówić o niezależności sportu, to opór gospodarzy imprezy nawet najbogatszej pozarządowej organizacji świata przełamać będzie trudno.
– Rosjanie chcą, żebyśmy zignorowali wojnę. Ukraińcy z kolei pragną izolować ludzi na podstawie paszportu. Oba podejścia nie mają nic wspólnego z naszą misją oraz Kartą olimpijską – podkreśla Bach.
Być może w świecie sportu dojdzie do rozłamu. Rosjanie chcą zorganizować własne igrzyska z udziałem sojuszników oraz pozostałych krajów BRICS (Brazylia, Indie, Chiny, RPA), skoro nie mają pewności, jaką reprezentację MKOl pozwoli im wysłać do Paryża. Błogosławieństwo projektowi dał Władimir Putin i zlecił przygotowania rządowi. Światowymi Igrzyskami Przyjaźni pokieruje były sekretarz generalny Rosyjskiej Unii Piłkarskiej Aleksiej Sorokin.
Szyld wydaje się nieprzypadkowy. Rosjanie mają przecież doświadczenie w organizacji podobnych imprez, skoro po bojkocie igrzysk w Los Angeles ugościli sojuszników na kadłubowych zawodach Przyjaźń '84.
Minister sportu Oleg Matycin zapowiedział, że nowe igrzyska obejmujące 22 dyscypliny odbędą się w czerwcu przyszłego roku w Kazaniu, czyli tuż przed olimpijską rywalizacją w Paryżu. Finansowo ma je wesprzeć Umar Kremlow, który tak reformuje Międzynarodową Federację Bokserską (IBA), że właśnie została pierwszą, którą MKOl wykluczył ze swoich szeregów.
– Rosjanie oskarżają nas, że łamiemy neutralność, a jednocześnie sami bezwstydnie próbują organizować upolitycznione zawody. Niedługo doczekamy się zawodów organizowanych wyłącznie w politycznych blokach, uniwersalne igrzyska przestaną być możliwe – ostrzega Bach.
Świat sportu jest podzielony i Niemiec także ma w tym swój udział. Wszystko wskazuje na to, że dopóki trwa wojna w Ukrainie, rodziny olimpijskiej skleić się nie uda. Erozja tylko postępuje.