—korespondencja z Pjongczangu
Najtrudniejsza była ta ostatnia minuta, gdy sędziowie trochę się ociągali z podaniem noty po drugim skoku Polaka. Na zeskoku czekali pozostali: Maciek Kot, Dawid Kubacki i Stefan Hula. Napięcie rosło, choć wszyscy widzieli przekroczoną przez Kamila zieloną linię, widzieli piękny skok, ale widać trzeba było się tę chwilę podenerwować.
W końcu wielka kolorowa tablica podała wynik: 136,5 m, za nią spiker: pierwsze miejsce Polak, za nim Andreas Wellinger, trzeci Robert Johansson. Różnice niewielkie, ale kto by się tym przejmował. Mistrz jest nasz, pierwszy medal tych igrzyk wreszcie zapisany, w dodatku z koreańskiego złota.
Krzyk był głównie po polsku, polscy skoczkowie skoczyli sobie w objęcia, trener Stefan Horngacher wyściskał asystentów, główny bohater rozpoczął długą podróż między wszystkimi któzy chcieli mu gratulować. Całus od żony Ewy też był na tej drodze.
Ceremonia tzw. kwiatowa (wręczał prezes Apoloniusz Tajner) odbyła się względnie szybko,w zasadzie skoczkowie dostawali tylko białe tygryski o imieniu Soohorang - maskotki igrzysk. Potem spotkanie z mediami, wiele rozmów, aż mistrz mógł pojechać do wioski, coś zjeść i rozpamiętywać, jak zwyciężał.