Jeżeli kilka lat temu ktoś powiedziałby, że impreza ta przyciągnie największe gwiazdy, nikt by mu nie uwierzył. Wydawało się, że dla nudnych, źle obsadzonych zawodów nie ma ratunku. Ale wszystko zmieniło się dwa lata temu, gdy organizatorem cyklu została firma One Sport z Torunia.
Powstała w 2008 roku i na początku zajmowała się marketingiem sportowym. Jej założyciele, Karol Lejman i Jan Konikiewicz, przyznają, że wtedy nawet nie marzyli o promowaniu imprez sportowych. Ten, jak sami mówią, szalony pomysł zrodził się w 2011 roku po wygranym przez reprezentację Polski finale Drużynowego Pucharu Świata w Gorzowie. Wtedy postanowili, że zorganizują mecz Polska - Reszta Świata.
Zawody okazały się takim sukcesem, że po pewnym czasie firma otrzymała propozycję (główną rolę odegrał tu Piotr Szymański z Polskiego Związku Motorowego, - przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego) organizowania mistrzostw Europy. Lejman i Konikiewicz mieli świadomość, że trudno konkurować z cyklem Grand Prix, dlatego sukces przerósł ich oczekiwania.
27 lipca 2013 w Gdańsku odbyła się pierwsza runda Speedway European Championships (jak od tamtego czasu zaczęły nazywać się mistrzostwa Europy). Lista startowa robiła wrażenie: Tai Woffinden, Nicki Pedersen czy Tomasz Gollob przyciągnęli na trybuny niemal komplet publiczności. Można było ogłosić, że żużel, złapał drugi oddech. Ale nie wszystkim to się spodobało.
Powodzenie cyklu było solą w oku Brytyjczyków, którzy promowali indywidualne mistrzostwa świata. Jeszcze w lutym 2013 roku, czyli pół roku przed pierwszą rundą SEC, firma One Sport otrzymała pismo od organizatorów Grand Prix, że nie ma prawa do używania nazwy "championships" w kontekście sportu żużlowego.