Do niedawna znali ją niemal wyłącznie sympatycy kobiecej piłki nożnej. Dzisiaj nie jest już postacią anonimową. Prowadząc reprezentację Polski kobiet w kategorii U-17, przebojem wdziera się na salony zarezerwowane do tej pory tylko dla panów…
Łukasz ŻUREK: Życie nabrało tempa. Budzi się pani w jednym mieście, a zasypia w innym…
Nina PATALON: – Bywam w trzech miastach jednego dnia. Dziś Warszawa, jutro Siedlce, rano Poznań. A do stolicy jechałam z Działdowa. Już wcześniej czas płynął bardzo dynamicznie, ale po dostaniu się na kurs UEFA Pro rzeczywiście wszystko toczy się jeszcze szybciej.
Znajduje pani czas na kobiece przyjemności? Kosmetyczka, niespieszne Spa albo chociaż kawa i ploteczki z koleżanką…Nina PATALON: – Kosmetyczka tak, ale już ploteczki nie. Mam 4-letniego syna. W zasadzie każda wolna chwila przeznaczona jest dla niego. Jest w moim życiu najważniejszy.
Rozumie już, czym zajmuje się mama?Nina PATALON: – Rozumie. Wie, że w związku z tym mama często wyjeżdża pociągiem albo samochodem. Zresztą, tata też jest trenerem, więc wszystko przebiega w podobnym rytmie.
Pani życiowy partner, Damian Łukasik, sięgnął po cztery tytuły mistrzowskie jako piłkarz Lecha Poznań. Nie posiada jednak takich papierów trenerskich, jakie niebawem trafią w pani ręce. Zawarliście już układ, że w żaden sposób nie zaburzy to domowego miru? Nina PATALON: – Śmiejemy się, że on był wybitnym piłkarzem, a ja będę wybitnym trenerem. Na futbolową karierę nie miałam szans – przytrafiło mi się zbyt wiele kontuzji. Już w wieku 19 lat wiedziałam, że to nie będzie poziom międzynarodowy. Szczerze z Damianem porozmawialiśmy i uznaliśmy, że skoro mam szansę się rozwijać w kierunku trenerskim, to powinnam z niej skorzystać.
Pamięta pani ten dzień, w którym zapadła decyzja: będę trenerem?Nina PATALON: – Okoliczności były dosyć niecodzienne. To był kwiecień 2005 roku. Przytrafił nam się bardzo bolesny mecz z Niemcami w kadrze U-19. Po nim zdecydowałam, że będę trenerem. Przegrałyśmy wtedy 0:9, ale… może nie piszmy tego.
Stało się. Nie damy rady tego wymazać…Nina PATALON: – Tamtego dnia byłam ogromnie rozgoryczona. Wiedziałam, że jako piłkarka odwetu nie wezmę. Ale postanowiłam wtedy, że jako trener zrobię wszystko, żeby moje zawodniczki nigdy czegoś takiego nie doświadczyły – bo to był taki rodzaj traumy, który zapada w pamięć na długo. Inna sprawa, że zawsze podchodziłam do wszystkiego, co związane z piłką, bardzo analitycznie. Koleżanki z drużyny często z tego żartowały, pytając mnie: „a co na to pani trener?”. Potem wszystko potoczyło się tym właśnie torem, tyle że już na poważnie.
W dzieciństwie bawiła się pani żołnierzykami czy lalkami? Nina PATALON: – Miałam starszych od siebie kuzynów i oni wszędzie zabierali mnie ze sobą. Jak skakali po drzewach, to ja z nimi. A kiedy pływali w jeziorze bez opieki, to ja też z nimi. Adrenalina – jej smak poznałam już w bardzo młodym wieku. Na lalki jakoś nie było miejsca.
No i proszę jak to się skończyło: pierwsza kobieta w Polsce przyjęta na kurs UEFA Pro. Przyjemnie przecierać szlaki, prawda?Nina PATALON: – Przyjemnie, ale podobne doświadczenie już mam. W Szkole Trenerów odbyłam kurs na licencję UEFA A. Dzięki temu teraz jest mi zdecydowanie łatwiej. Na zajęciach było wtedy ponad 30 mężczyzn i ja jedna. Teraz jest 24 trenerów i ja. Wiem już mniej więcej, jak to wygląda, więc mniej rzeczy jest w stanie mnie zaskoczyć. Po pierwszej sesji widać, że poziom kursu jest bardzo wysoki. Cieszę się, że dostałam w życiu kolejną szansę.
Znalazła się pani w gronie kursantów za pierwszym podejściem, co nie udaje się wielu kandydatom przeciwnej płci. Łatwizna?Nina PATALON: – Nie do końca. Trzeba się było bardzo solidnie przygotować do egzaminów. Nie było pytań łatwych. Już część teoretyczna wymagała ogromnej wiedzy, a potem trzeba się było jeszcze obronić na egzaminie ustnym. Zrobiłam to, ale nie mogę powiedzieć, że było łatwo.
Ile kobiet w Europie posiada dzisiaj licencję UEFA Pro?Nina PATALON: – Nie znam dokładnej liczby. Wiem jednak, że w Hiszpanii jest ich ponad 40, w Niemczech około 30, a we Francji coś koło 20. To te wiodące kraje. U nas na kursie jestem na razie tylko ja. Ale wiem, że po mnie przyjdą następne pretendentki do roli trenera.
Ma pani swojego mentora w tej branży?Nina PATALON: – Nie ukrywam, że w życiu spotkałam wielu ludzi, którzy mnie w jakiś sposób zainspirowali. Bez tego trudno by było stale podnosić poziom. Dyrektor Stefan Majewski zawsze znajdzie dla mnie czas na dyskusję i służy radą, odkąd pracuję w PZPN. Z kolei Dariusz Pasieka czy Leszek Cicirko – należą do takich osób w Szkole Trenerów. Pomagają mi też stałe wymiany poglądów z mężem. Chcę jednak zaznaczyć, że mam własne spojrzenie na piłkę. Nie ma takiej osoby, z którą konsultuję wszystko i zawsze. Jeszcze nie ma – ale nie wykluczam, że kiedyś się pojawi.
A kto zasługuje na miano najwybitniejszego futbolowego stratega we współczesnym futbolu?Nina PATALON: – Wzoru nie ma, bo uważam, że nie da się zdefiniować idealnego modelu trenera. Ale wysoko w mojej prywatnej klasyfikacji jest Pep Guardiola. Z „Barcą” wielkie sukcesy, z Bayernem też świetne wyniki, a teraz pod jego wodzą fantastycznie spisuje się Manchester City. Top absolutny. Bliżej mi jednak do trendów kobiecych. Zawsze podziwiałam Silvię Neid (jako opiekunka dorosłej reprezentacji Niemiec mistrzyni świata i dwukrotna mistrzyni Europy – przyp. red.). Klasa sama w sobie.
W reprezentacji Polski pracuje pani obecnie z nastolatkami. Trzeba być dla tych dziewczyn dobrym pedagogiem, psychologiem, czasem matką?Nina PATALON: – Każdy trener musi umieć trafić do swojego zespołu. To fundament udanej współpracy. Gdy zawodniczki znajdują się w wieku dojrzewania, nie jest to łatwe. Czasem z błahej sytuacji rodzi się duży problem. Najważniejszy jest dialog. Dziewczyny chcą czuć się ważne i chcą, żeby ich problemy były dostrzegane. To wpływa w niesamowity sposób na ich motywację do pracy. Wywodzą się z różnych środowisk. Trzeba mieć to na uwadze, ale jednocześnie należy pamiętać, by poświęcać każdej tyle samo czasu. Nikogo nie wolno wyróżniać.
Często proszona jest pani o wsparcie pozaboiskowe? Nina PATALON: – Piłka kobieca funkcjonuje na nieco innym poziomie. Czasem komuś zabraknie na buty i trzeba pomóc finansowo, poszukać sponsora. Czasem trzeba kogoś gdzieś zawieźć albo skądś przywieź, a więc pojawia się kwestia organizacji transportu. Bywa, że korepetycje są potrzebne z jakiegoś szkolnego przedmiotu i trzeba znaleźć koleżankę, żeby pomogła. A czasem spotyka kogoś dramat – umiera mama albo tata. I wtedy potrzebne jest wsparcie psychologiczne. Mam to szczęście, że współpracuję z trenerem mentalnym. Jest nim Jola Kobylińska. Dziewczyny zawsze mogą na nią liczyć w trudnych momentach…
Trudne momenty spotykają też brać trenerską. Jest w pani życiu miejsce na prawdziwą przyjaźń? W tym światku zawodowym bywa z tym różnie…
Nina PATALON: – Jest kilka ważnych dla mnie osób – jeszcze z czasów, kiedy sama grałam w piłkę. Zawsze mogę do nich zadzwonić i pogadać o wszystkim. Albo nawet umówić się na spotkanie, jeśli sytuacja jest podbramkowa. Grono wąskie, nie ukrywam. Wsparciem dla mnie jest przede wszystkim rodzina. Mogę na nią liczyć w każdym momencie.
Udało się już ustalić, jak głęboko sięgają pani francuskie korzenie?Nina PATALON: – To historia, którą każdy opowiada po swojemu. Moje nazwisko rzeczywiście wywodzi się z języka francuskiego. Trzeba się cofnąć do czasów, kiedy Napoleon szedł na Rosję – przez dzisiejsze tereny Warmii i Mazur. Tu się urodziłam i to nie przypadek, że właśnie tutaj najwięcej ludzi nosi dzisiaj nazwisko Patalon. Jeden z moich dziadków – nie wiem ile razy musiałabym dodać przedrostek „pra” – dostał w tej okolicy posiadłość i postanowił się osiedlić. Wiem, że był jednym z żołnierzy Napoleona. Nie jestem zbyt dobra z historii, więc nie wdaję się w szczegóły. Ale tak to mniej więcej było.
Mówi pani już po francusku?Nina PATALON: – Niestety nie. Na razie tylko polski i angielski.
Ale jak staż zagraniczny, to pewnie we Francji?Nina PATALON: – Każdego roku staram się na taki staż wyjechać. Ostatnio Szkocja, Niemcy, prawie miesięczny pobyt w Benfice Lizbona. Zresztą staż odbyty w zagranicznym klubie jest warunkiem ukończenia kursu UEFA Pro. Ten najbliższy jeszcze w trakcie planów. Zastanawiam się między Wolfsburgiem a Paryżem.
Pani zawodowe ambicje również wykraczają poza granice kraju? Nina PATALON: – Chciałabym pracować w piłce seniorskiej. Na najwyższym poziomie.
Każdego dnia budzę się z przekonaniem, że robię kolejny krok w dobrym kierunku…