Klawo jak cholera, Egon! – to zdanie kojarzy się z filmem Gang Olsena, najsłynniejszym dziełem duńskiej kinematografii. Wszędzie, ale nie w Rybniku. W tym żużlowym mieście w latach 80-tych i 90-tych kibice mieli swojego własnego „Egona”, który sprawiał, że było klawo jak cholera, bo medalowo! Dzisiejsi kibice nie pamiętają już, że ROW był kiedyś jedną z najlepszych żużlowych ekip w kraju. Po ostatni w historii – srebrny – medal drużynowych mistrzostw Polski sięgnął w 1990 roku, ale liderem tej ekipy był właśnie Eugeniusz Skupień, ostatni z całej plejady wielkich rybnickich żużlowców.
Musiał być skurczybykiem
Niewiele brakowało, a w ogóle nie zostałby żużlowcem. Chociaż pochodził z Niedobczyc, czyli miejsca gdzie zawodnicy w zasadzie rodzili się na kamieniu (Henryk Bem, Piotr Brachmański, Ryszard Szymański, Piotr Liszka, Adam Pawliczek), to rodzice nie chcieli się zgodzić, by poszedł w ślady swojego o sześć lat starszego brata Antoniego.
– Kompletnie usztywnili stanowisko gdy brat tuż przed swoim weselem miał upadek na treningu, doznał wstrząsu mózgu i stracił na jakiś czas przytomność. Musiałem czekać aż skończę 18 lat – wyjaśnił Eugeniusz Skupień, który z racji faktu, że urodził się 30 grudnia tak naprawdę treningi w szkółce rozpoczął dopiero jako 19-latek.
Już rok później znalazł się w składzie ligowym ROW-u i zadebiutował na torze w Toruniu.