Japoński rząd zdawał sobie sprawę z rosnącego oporu obywateli wobec organizacji imprezy. Odwołania lub kolejnego przełożenia igrzysk – według różnych sondaży – chce dziś nawet czterech na pięciu mieszkańców kraju, a szczepienia się ślimaczą. Brytyjska firma Airfinity szacuje, że tamtejsze społeczeństwo osiągnie odporność zbiorową najwcześniej dwa miesiące po igrzyskach.
Rok pandemii przyniósł w Japonii 455 tys. zakażeń i 8,8 tys. zgonów spowodowanych koronawirusem. To na tle Europy niewiele, a mówimy przecież o kraju, gdzie na 1 tys. mieszkańców przypada 13 łóżek szpitalnych, czyli najwięcej wśród krajów OECD.
Japończycy i tak jednak boją się koronawirusa. Prawdopodobnie dlatego, że mimo dobrego dostępu do opieki medycznej w kraju brakuje specjalistów od chorób zakaźnych oraz miejsc na oddziałach intensywnej opieki.
Ważne wybory
Gazeta „Yomiuri Shimbun" kilka tygodni temu zapytała Japończyków, co sądzą o wpuszczeniu do kraju podczas igrzysk gości z zagranicy. Trzy czwarte ankietowanych było przeciwko, a co drugi uznał, że impreza powinna się odbyć przy pustych trybunach.
Przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Thomas Bach do medialnych sondaży podchodził z dystansem i uspokajał Japończyków, ale już tamtejszy rząd śledził je bardzo uważnie. Jesienią w kraju odbędą się wybory parlamentarne, więc bezpieczna organizacja igrzysk zadecyduje o przyszłości gabinetu Yoshihide Sugi.