Polki wygrały trzy z ośmiu pierwszych wyścigów, ale później dwukrotnie minęły metę w ogonie stawki. Uciekło złoto, pod znakiem zapytania stanął nawet brąz. Całe szczęście, że od rana w Enoshimie wiało mocno, nawet 9–10 węzłów, czyli więcej niż dzień wcześniej, kiedy Polki zgubiły przewagę. To był dobry zwiastun, bo obie są silne i lubią mocne wiatry.
– Regaty można pierwszego dnia przegrać, ale na pewno nie wygrać. Rywalizacja trwa kilka dni i przez cały czas towarzyszyły nam emocje. Dziewczyny wyścig finałowy rozegrały doskonale pod względem taktycznym, w sposób absolutnie kontrolowany. Dopisało nam też trochę szczęście – mówi prezes Polskiego Związku Żeglarskiego (PZŻ) Tomasz Chamera.
Polki nie tylko obroniły przewagę, ale też dzięki błyskotliwemu manewrowi na ostatnim znaku wyprzedziły Brytyjki.
– Powtarzałyśmy od pierwszego dnia, że pielęgnujemy w sobie spokój – mówi Skrzypulec. – Chciałyśmy z tego wyścigu wydusić jak najwięcej. Jestem dumna, że zachowałyśmy zimną krew. Wykorzystałyśmy każdą falę na ostatnim kursie z wiatrem.
Medale nasze żeglarki założyły sobie na szyje, stojąc przy brzegu zatoki Sagami, w cieniu spowitej mgłą góry Fudżi. Dopiero późnym wieczorem wiatr rozwiał chmury i góra pokazała swoje oblicze, oświetlona blaskiem zachodzącego słońca. Jakby na prośbę, tuż po ceremonii.