Tekst powstał we współpracy z firmą PKN ORLEN
Dyskobol, który jest jedną z twarzy Grupy Sportowej ORLEN, miał być już na emeryturze. Małachowski zaczął naukę nowego zawodu – chce pomagać przyjacielowi Marcinowi Rosengartenowi w organizacji lekkoatletycznych imprez – przeprowadził się i wziął ślub. Miał nadzieję, że zrobi to wszystko po oddaniu ostatniego rzutu, ale przyszła pandemia koronawirusa. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) opóźnił igrzyska o rok, więc i Małachowski zweryfikował plany. Początkowo opowiadał, że nie wie jeszcze, jak potoczą się jego losy, ale wszyscy wiedzieli, że skoro podjął wyzwanie, to doprowadzi je do końca.
38-latek znowu spakował walizkę, ucałował żonę i syna, po czym zamknął drzwi i pojechał do Tallina, żeby trenować pod okiem dwukrotnego mistrza olimpijskiego (2008, 2012) Gerda Kantera. Małachowski zaczął z nim pracę kilka miesięcy po tym, jak Estończyk zakończył sportową karierę. Obaj rzucali jeszcze razem podczas mistrzostw Europy w Berlinie (2018). Prawdopodobnie właśnie wtedy Kanter przekonał Małachowskiego, że zna receptę na długowieczność. Miał 39 lat, a mógł zdobyć medal. Był piąty, do podium zabrakło niespełna metra. Małachowski oglądał go z trybun, bo odpadł w kwalifikacjach. Nie zaliczył żadnej próby.
Kolejny trudny moment przyszedł po mistrzostwach świata w Katarze (2019). Polak miał już wówczas za sobą długie miesiące pracy z Kanterem, którego chwalił za naukę elementarza. Podobno dopiero Estończyk nauczył go prawidłowej techniki podstawowych ćwiczeń. Wyjaśniał, że gdyby miał taką wiedzę w młodości, jego kariera mogłaby potrwać jeszcze dłużej. – Dziś wiem, że mięsień z wiekiem traci elastyczność, a proste rozciąganie owocuje lepszą dyspozycją. Wróciliśmy do podstaw: zabawy, stabilizacji, rozciągania, poprawnego wykonywania ćwiczeń, treningu ogólnorozwojowego. To przyniosło efekt. Czuję, że mogę więcej – mówił.
Start w Katarze był rozczarowaniem, przyniósł 17. miejsce. Małachowski znów zaczął opowiadać, że nie wie, co dalej. Kiedy przyszła pandemia, zrozumiał, że sportowe życie może mu zamknąć koronawirus, a na taki koniec nie chciał dać zgody. – Byliśmy na zgrupowaniu w Portugalii, musieliśmy błyskawicznie wracać do kraju. I wtedy dotarło do mnie: „Wow! A jeśli odwołają igrzyska? To będzie koniec". Pojawił się niepokój. Zdałem sobie sprawę, że koniec jest blisko, ale nie chcę, żeby odbył się w taki sposób. Powinienem przecież pojechać do Tokio, powalczyć, fajnie się pożegnać – opowiadał.