Po pierwszym dniu prowadził Brooks Koepka, po drugim liderów było aż pięciu – do Koepki dołączyli Francesco Molinari, Jason Day, Adam Scott i Louis Oosthuizen, po trzecim Molinari o dwa uderzenia wyprzedzał dwójkę Woods i Tony Finau.
Runda finałowa, przyspieszona o pięć godzin i grana w grupach trzyosobowych z powodu silnego zagrożenia burzowego przyniosła zaś rozstrzygnięcie, które każe znów pisać o niezwykłości sportu, golfa i samego zwycięzcy. Wspaniały powrót Tigera po trudnych latach osobistych i zawodowych klęsk można uznać za całkowicie spełniony.
Po raz piąty zdobył sławną zieloną marynarkę, po raz piętnasty wygrał turniej golfowego Wielkiego Szlema (tylko Jack Nicklaus ma więcej – 18), czekał na takie osiągnięcie niemal 11 lat (od wygranej w US Open 2008), na ikonicznym polu Augusta National zwyciężył ostatni raz w 2005 roku.
To zwycięstwo ma wiele wymiarów, może kiedyś będzie ogłoszone jednym z największych w kronikach sportu. Jego znaczenie rośnie, jeśli pamięta się wielowątkową historię nagłego upadku Tigera, rozpoczętego od rodzinnej awantury w noc Święta Dziękczynienia 2009 roku. Z jednej strony ujawnione przez tabloidy ciemne strony życia prywatnego, z drugiej serie kontuzji, które doprowadziły do uzależnienia od środków przeciwbólowych i skumulowały się tak, że golfista zaczął myśleć, że nie zagra już nigdy w zawodowym turnieju.
Przeszedł liczne operacje, w końcu tę w 2017 r., którą nazwał ostateczną i wrócił. I znów każe myśleć, że to nie koniec sukcesów. Ma 43 lata, w niedzielę stał się drugim z najstarszych zwycięzców Masters (Nicklaus wygrał w 1986 roku mając 46 lat). Ściga zatem znów wielkiego Jacka Nicklausa, zmniejszył dystans, nagle znów ten wielkoszlemowy pościg wydaje się mieć szanse powodzenia.