W niedzielę, wygrywając Giro d'Italia, Hiszpan odniósł siódme zwycięstwo w wielkim tourze. Lepsi od niego są tylko legendarni kolarze: Belg Eddy Merckx (11 triumfów) i Francuzi Bernard Hinault (10) oraz Jacques Anquetil (8). Tyle samo razy na pierwszym miejscu w Giro, Tour de France bądź Vuelcie a Espana przyjeżdżali Hiszpan Miguel Indurain i Włoch Fausto Coppi.
Poprzednicy Contadora mieli wiele szczęścia. Na ich wizerunku nie pojawiła się żadna rysa lub co najwyżej jest ona ledwie dostrzegalna. Bezboleśnie przeszli do legendy dyscypliny i sportu. Z Hiszpanem może być inaczej, jeździ w innej epoce. Odłamki dopingowego granatu trafiły również w niego.
„Powiedz mi, kto jest twoim dyrektorem, a powiem ci, kim jesteś" – ta zasada w kolarstwie z małymi wyjątkami piętnowała wielu zawodników. Obecność w dawnej grupie Lance'a Armstronga, szczególnie US Postal, nie pozostawia żadnych wątpliwości. Działał tam system zorganizowanego dopingu, co udowodniło śledztwo FBI, które teraz wzięło się za FIFA. Amerykanie odpowiedzieli jednak w pewnym stopniu na metody stosowane w hiszpańskich zespołach Kelme i Once.
Ich szefem był Manolo Sainz, zwany też „rakiem kolarstwa". To on przyprowadził Contadora do Once. Potem przez trzy lata dowodził nim w zespole Liberty Seguros.
Sainz to jeden z głównych oskarżonych w aferze Puerto. Podsuwał klientów ginekologowi Eufemiano Fuentesowi, który aplikował doping kilkudziesięciu sportowcom. Policja uznała, że pod jednym z kryptonimów krył się Contador. Nie udowodniono mu jednak winy, zeznawał tylko jako świadek. Rok po aferze wygrał pierwszy wielki tour – Wielką Pętlę. Jeden z najwybitniejszych specjalistów od walki z dopingiem Werner Franke nazwał ten wyczyn oszustwem. Podobno na podstawie dokumentów wykazał, jakie środki stosował zwycięzca. Były to m.in. pochodna insuliny i hormon stymulujący wydzielanie testosteronu.