Drugi wielkoszlemowy turniej tego roku przyniósł atrakcje od startu. Pogoda raczej sprzyjała tym, którzy zagrali rano. Liderzy: Johnson i Stenson wykonali po 65 uderzeń (przy normie 70), ale za nimi jest blisko jeszcze duża grupa pościgowa z wynikami niewiele gorszymi.
Wiele działo się także na końcu stawki, tam m. in. męczył się Tiger Woods. Mistrz 14 turniejów golfowego Wielkiego Szlema wciąż w niczym nie przypomina siebie sprzed lat. Pierwsza runda – od razu fatalna: osiem razy bogey, jeden potrójny bogey, w sumie 80 uderzeń, najgorszy jego start z 19. jakie widziano w US Open.
Wiadomo, że coś z formą robi, że wynajął kolejnego trenera od swingu (zamachu), próbuje przerywać starty i poświęcać się ćwiczeniom, ale efektów nie ma. Eksperci już nie wiedzą co powiedzieć, Greg Norman w kanale Fox Sports po prostu rzekł, że nie może patrzeć na grę Tigera. Paul Azinger stwierdził, że w takiej formie nie powinien zjawiać się na polu, powinien zniknąć, może na sześć tygodni, może na sześć miesięcy, tyle ile trzeba, by się odbudować.
Woods mówi, że ćwiczy, że się stara, że jest zdrowy, ale w tej kwestii też chyba nie znamy całej prawdy. Przez ostatnie dwa lata przechodził operację pleców, cztery operacje lewego kolana i jeszcze zabiegi przy kontuzjowanej szyi, nadgarstku, ścięgnie Achillesa i łokciu. Po beznadziejnym starcie w Chamber Bay prawdopodobnie nie awansuje w sobotę do trzeciej rundy, wróci do domu na Florydzie i będzie próbował dalej pracować.
Inni grali dobrze, nawet bardzo dobrze, także dlatego, że miejsce 115. US Open jest wyjątkowe. Publiczne pole Chambers Bay Leży nad Pacyfikiem, na zachodnich obrzeżach miasta Tacoma w stanie Washington. Robert Trent Jr. zaprojektował je na wzór dawnych szkockich „links", klasycznych pól nadmorskich, najeżonych skałkami, otwartych na wiatr, z zatartymi granicami między dołkami, z wielką liczbą piaskowych bunkrów i charakterystyczną dla okolic wysoką suchą trawą (dla urody i w celu oszczędności wody).