O pierwszej metodzie wiadomo od dawna, dziennikarze i internauci od kilku lat kwestionowali nadzwyczajne wyniki niektórych zawodników. Na rowerze z silniczkiem wyścig Paryż–Roubaix w 2010 roku, po nieprawdopodobnym ataku, miał wygrać Fabian Cancellara.
W ubiegłym roku Alberto Contador podczas Giro d'Italia musiał się tłumaczyć, dlaczego w kluczowych momentach, przed atakami, zmieniał rower. Po upadku Rydera Hesyedala na Vuelcie w 2014 roku koło w jego rowerze obracało się w nienaturalny sposób. Czy było napędzane przez jakąś tajemną siłę?
Bidonem w kontrolera
Wszystkie te podejrzenia opierały się na krążących w peletonie plotkach o technologiach pozwalających na stosowanie urządzeń mechanicznych w rowerach. Nikogo jednak za rękę nie złapano, choć w ubiegłym roku Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) zarządziła system kontroli sprzętu. Inspektorzy dokładnie przebadali rowery kilku czołowych grup po ostatnich etapach wyścigu Paryż–Nicea i klasyku Milan–San Remo.
W czasie wielkich tourów przeprowadzono cztery operacje, podczas których prześwietlano rowery trzech–czterech zawodników, zwycięzców etapu i liderów klasyfikacji generalnej. Nie stwierdzono żadnych podejrzanych przypadków poza nerwową reakcją mechanika grupy Tinkoff, który rzucił bidonem w kontrolera.
Przełom nastąpił przed dwoma tygodniami. 30 stycznia na przełajowych mistrzostwach świata w Zolder faworytka wyścigu młodzieżowego Belgijka Femke Van den Driessche zeszła z trasy z powodu defektu roweru. Poddano jednak kontroli stojący w boksie jej rower zapasowy. Sędziowie użyli skanera, który zasygnalizował obecność urządzeń elektromechanicznych. Kiedy zdjęli siodełko, w rurze ukazały się kable elektryczne. Nie mogli odkręcić korby, bo była zablokowana – w środku znajdował się silnik.