Widząc skład można było odnieść wrażenie, że Michał Probierz przed meczem przekazał piłkarzom jedynie proste: „Jazda!”. Selekcjoner zaproponował bowiem kibicom wszystko, co kadra ma najlepszego w ofensywie, jakby człowiek, którego drugim imieniem przez lata był „pragmatyzm”, założył husarskie skrzydła. To były jednak pozory, Polacy z szablami na czołgi się nie rzucili.
Holendrzy grali lepiej w piłkę. Mają wielu zawodników ulepionych z innej gliny i często wystarczał moment, żeby błyskotliwym podaniem, dryblingiem albo szybką wymianą piłki przyprawili naszych obrońców o zawrót głowy. Cody Gakpo już w drugiej minucie sprawdził czujność Wojciecha Szczęsnego, a kilka chwil później Tijani Reijnders z linii pola karnego uderzył tuż obok bramki.
Czytaj więcej
Impreza w Niemczech będzie najnormalniejszym turniejem piłkarskim od lat, ale nie pozostanie raczej wolna od polityki
Polska — Holandia. Jak Adam Buksa przeskoczył Virgila van Dijka
Polacy mogli liczyć na momenty. Probierz chciał je wycisnąć do ostatniej kropli i dlatego zaproponował takie stężenie kreatywności na metr kwadratowy, jakiego w naszej kadrze nie było od lat. Odpowiedzialność za kreację spadła na barki tych, którzy futbolowe wykształcenie odebrali na Zachodzie i piłka ich nie parzy: Nicolę Zalewskiego, Kacpra Urbańskiego czy Piotra Zielińskiego.
Były więc próby dryblingów oraz dwójkowych akcji, ale śmiercionośną bronią, dzięki której zaczęliśmy obierać pomarańczę, okazał się rzut rożny. Wiedzieliśmy, że nasi piłkarze pracowali nad stałymi fragmentami gry, ale tego, że Adam Buksa w 16. minucie przeskoczy akurat suwerena przestrzeni powietrznej Virgila van Dijka i strzeli głową na 1:0, nie spodziewał się chyba nikt.