Fazę zasadniczą finału, rozgrywanego tradycyjnie na torze zeszłorocznego Drużynowego Mistrza Polski, wygrał Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów. On oraz drugi w klasyfikacji Janusz Kołodziej awansowali do finałowego biegu bezpośrednio, a zawodnicy z miejsc 3-6 musieli musieli o miejsce w finale bić się w biegu barażowym.
Baraż zdecydowanie wygrał Piotr Pawlicki, ale za jego plecami toczyła się zacięta walka o ostatnie wolne miejsce. Najpierw na drugim miejscu jechał Piotr Protasiewicz, ale uwikłał się w walkę z Bartoszem Smektałą, co skrzętnie wykorzystał jadący na ostatnim miejscu Maciej Janowski, który na koniec był jeszcze bliski wyprzedzenia Pawlickiego.
Dla zawodnika Sparty dotarcie aż do ostatniego wyścigu było sporym sukcesem, zważywszy, że po dwóch pierwszych biegach miał na koncie równe zero punktów. Wprowadzone korekty w ustawieniu motocykla pozwoliły mu jednak wygrać na trzy kolejne wygrane gonitwy.
Później ustępował już tylko Pawlickiemu - najpierw w barażu, a później w biegu finałowym. Ostatni bieg rozczarował, bo zawodnicy jak wyszli ze startu, tak dojechali do mety. Oczywiście w powtórce wyścigu, bo w pierwszej odsłonie zaspał na starcie Bartosz Zmarzlik, a gdy pokonywał pierwszy wiraż, tylnym kołem zahaczył Piotra Pawlickiego. Sędzia zawodów zdecydował się na wykluczenie zawodnika Stali, co spotkało się naturalnie z gromkim przyjęciem ze strony leszczyńskiej publiczności.
Wcześniej walki nie brakowało i to nawet nie do ostatnich metrów, a centymetrów. W 20. biegu Bartosz Smektała wpadł na metę równo z Adrianem Miedzińskim i najlepiej, by o wynikach zdecydowała fotokomórka. Tej na zawodach żużlowych nie ma, sędzia po wnikliwej analizie wideo zdecydował się przyznać trzy punkty juniorowi Unii Leszno.