Wygląda na to, że ciągle się pani spieszy i auto się przyda...
Jak zdałam w maju maturę, wydawało się, że będę miała więcej czasu dla siebie, ale to nieprawda. Po pierwsze, od maja mogę już grać w tylu turniejach, w ilu chcę, zniknęły ograniczenia juniorskie, więc dużo grałam. Po drugie, przybyło obowiązków poza kortem. Proszę spojrzeć na ten tydzień: trzeci dzień przyjeżdżają na rozmowy dziennikarze, telefon dzwoni z prośbami o następne, mam nagrania w dwóch stacjach telewizyjnych. A trenować trzeba jak zawsze, ćwiczę trzy razy dziennie, czasem dwa. Dochodzą jeszcze zwykłe obowiązki, wizyta u stomatologa czy zakupy.
Czy już męczą panią objawy popularności, zainteresowanie mediów?
Na razie wytrzymuję, ale proszę spojrzeć na to z mojej strony. Przed chwilą udzielałam wywiadu przez telefon komórkowy dziennikarzowi z USA, stałam na ulicy, słyszałam co drugie słowo. Jeżdżą za mną przez cały dzień dziennikarka i fotoreporter. Oczywiście to miło czytać o sobie czy występować w telewizji, lecz są też minusy.
Czy za granicą też tak jest? Sądząc z amerykańskich gazet, gdy pani wygrała w US Open z Marią Szarapową, ważne były tylko wygląd, słowa i przeżycia Rosjanki, a pani została co najwyżej „nastolatką z Krakowa, która ma w domu szczura”.
Nie czytałam wówczas gazet, byłam za bardzo zajęta turniejem, ale wierzę, że tak było. Nie tylko wtedy, ale i później ten nieszczęsny szczur i torebka od Louisa Vuittona, którą kupiłam po zwycięstwie nad Szarapową, stały się jedynymi sprawami, o jakie mnie w kółko pytano. Męczy mnie ten schemat. Zaczęłam żałować, że to w ogóle powiedziałam.