Sugestie, że rywale doganiają lidera światowego tenisa, pospiesznie skreślono. Przedwczesne pytania o przyczyny spadku formy Szwajcara zamieniły się w gorące pochwały jego talentu. Nie ma powodu, by było inaczej. W półfinale turnieju w Szanghaju Roger Federer zmienił w statystę na korcie samego Rafaela Nadala, a w finale to samo zrobił z Ferrerem.
Jeśli ktoś miał wątpliwości, to stracił je pod koniec pierwszego seta meczu Federer – Nadal. Trwała w miarę równa walka, był wynik 4:4, 30-15 dla Hiszpana, a potem w kilkanaście minut Szwajcar wygrał 20 z następnych 21 piłek. – Walczyłem, walczyłem i nic to nie dawało. To niemożliwe, by go zatrzymać, gdy gra na 100 procent. Trzeba skończyć i pogratulować – mówił pokonany.
David Ferrer także nie wytrzymał naporu, gdy poczuł siłę odbić mistrza połączoną z szybkością, precyzją i swobodą. W czasie trzech krótkich setów Federer znów kilka razy pokazał, jak wygrywa się kilkanaście kolejnych piłek. Hiszpan był bezradny. Nie grał źle, lecz Federer był wciąż lepszy. Nie miał chwil wahania, kierował piłkę tam, gdzie przeciwnik nie przygotował obrony, i miał dobrą odpowiedź na każdy atak rywala.
„Szaa... Cicho! Geniusz przy pracy!“ – głosił czerwono-biały napis na trybunach. Publiczność początkowo stała za Federerem, szwajcarskie krowie dzwonki słychać było znacznie lepiej niż hiszpańskie trąbki, lecz gdy wynik wskazał faworyta, trochę cieplej wspierano przegrywającego. Nie pomogło. Hiszpan, mimo wcześniejszego przypływu wiary w siebie, w finale Masters musiał przełknąć ósmą porażkę w ósmym spotkaniu z najlepszym tenisistą świata.
– To było przyjemne zwycięstwo, także dlatego, że udowodniłem sobie i światu, że mogę wygrywać rok po roku – mówił mistrz mistrzów. Wygrał finał Masters czwarty raz na pięć startów, na liście sław tego turnieju jest już równy Ilie Nastasemu, Rumun także wygrywał finał sezonu czterokrotnie. Do Ivana Lendla i Pete’a Samprasa brakuje Szwajcarowi jednego tytułu.