W kwietniu skończy 23 lata. Jest synem nauczyciela chemii z Le Mans. Ojciec Didier Tsonga urodził się w Kongo, był dobrym piłkarzem ręcznym, grał w afrykańskiej reprezentacji. Po mamie Evelyne, rodowitej Francuzce, Jo-Wilfried ma jasny odcień skóry. Jak chętnie podkreślają Francuzi, oprócz naturalnej swobody bycia także to łączy go ze sławnym Yannickiem Noahem. Koledzy nazywają go Muhammad Ali, bo czasem przypomina słynnego boksera. Głównie fryzurą.
Państwo Tsonga mają jeszcze młodszego syna Enzo, ednego z najzdolniejszych młodych francuskich koszykarzy. Poza przekazaniem sportowych genów, dali Jo-Wilfriedowi rakietę do ręki (pierwsze piłki odbijał z ojcem), zapisywali do lokalnych klubów, i nauczyli dobrych manier - również na korcie.
Dla wielkiego sportu znaleźli go wyszukiwacze talentów z francuskiej federacji. Zaprosili w 2002 roku do Paryża, zapisali do Narodowego Centrum Szkoleniowego Roland Garros. Tu spotkał swojego obecnego trenera Erica Winogradsky’ego. Jo-Wilfried miał z innymi wybrańcami zastąpić ustępujące pokolenie dojrzałych mistrzów: Arnaud Clementa, Fabrice’a Santoro i Sebastiena Grosjeana. Trenował z Gaelem Monfilsem i Richardem Gasquetem. Już po nich trzech widać, że program szkoleniowy francuskich działaczy się sprawdził.
Międzynarodowa kariera Tsongi zaczęła się od błyskotliwych zwycięstw juniorskich. Najważniejszym był wygrany finał US Open 2003 z Marcosem Baghdatisem. W pozostałych turniejach wielkoszlemowych awansował w tamtym sezonie do półfinału. W rankingu młodych tenisistów był drugi na świecie. Tą karierą nie cieszył się długo. Przez ponad dwa lata, do 2006 roku, męczył się z kontuzjami kręgosłupa, barku i kolan. Brał zastrzyki z kortyzonu i usiłował trenować. Zaczął już nawet myśleć o końcu gry w tenisa. Życie biegło między kortami i gabinetami lekarskimi, wycofał się z czterech na dziesięć turniejów, w których wystartował w 2005 roku. Trenerzy przekonali go, by się nie poddawał, a Winogradsky przeprowadził bezpiecznie przez cykl treningów wzmacniających fizycznie. Kontuzje minęły. W lecie 2007 roku Tsonga wygrał swój ósmy challenger w karierze (czwarty w sezonie), dotarł do czwartej rundy Wimbledonu, ale w finale singla turnieju ATP nigdy wcześniej nie był. Zaczął od Wielkiego Szlema w Melbourne.