Gdy grali o tytuł w US Open 2007, Szwajcar nie zostawił wątpliwości, że Djoković musi jeszcze poczekać na sukces. Czekanie było krótkie. Cztery miesiące przed 21. urodzinami serbski tenisista zdał w Melbourne egzaminy z tenisowej dorosłości.
Federer w spotkaniu z Djokoviciem dostał niewiele szans, by zmienić wynik. Największą w pierwszym secie, gdy prowadził 5:4 i serwował. Do tej chwili publiczność mogła myśleć, że zobaczy typowy mecz Szwajcara z mocnym rywalem: trochę zaciętej walki i błyskotliwy pokaz tenisowej maestrii w przełomowych momentach. Kto wierzył w przedwojenną magię siódmego, „lacostowskiego” gema, ten mógł liczyć na jej potwierdzenie – Federer przełamał w nim podanie rywala.
Ale Djoković nie tylko nie poddał się, lecz z niezachwianą pewnością siebie grał coraz odważniej. Atakował wtedy, gdy sytuacja wydawała się najtrudniejsza. Efekt: z kolejnych dziesięciu gemów zdobył dziewięć.
Gdy prowadził 5:1 w drugim secie, sprowokował wreszcie zryw sławnego rywala. Było 5:3, gdy temperaturę meczu podniósł sędzia Pascal Maria z Francji, któremu nie spodobało się długie odbijanie piłki o ziemię przez Serba przed serwisem. Ostrzeżenie za przekroczenie 20-sekundowego limitu podziałało jak ostroga. Wygrywający bekhend plus as serwisowy dały Djokoviciowi drugiego seta i przyjemność wymownego spojrzenia w oczy sędziemu.
19 - tyle kolejnych meczów wygrał Federer na kortach w Melbourne przed porażką z Djokoviciem