Reklama
Rozwiń

Tunel pod pustynią

Ojciec i trener sióstr Radwańskich dla „Rz” o ostatnich sukcesach i problemach Agnieszki

Publikacja: 14.02.2008 01:09

Tunel pod pustynią

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Warto było jechać z całą rodziną po trudne zwycięstwo w małym turnieju w Pattai i potem płacić karę za nieobecność w trwającym właśnie turnieju w Antwerpii?

Piotr Radwański: Zawody w Pattai były dla Agnieszki bardzo udane, ale nie ukrywam, że przez przypadek. Pojechaliśmy do Tajlandii tylko ze względu na Urszulę, która otrzymała tam dziką kartę. Wyszło, jak wyszło, ze względów prozaicznych. Ula miała wcześniej, podczas Pucharu Federacji, wysoką temperaturę. W Budapeszcie musieliśmy zbijać gorączkę. Niestety, połączenie obowiązków gry w reprezentacji i prywatnych planów się nie udało. Jej forma w Pattai nie była jeszcze tak wysoka, żeby pokonać Andreję Klepac, dość dobrą tenisistkę ze Słowenii.

Odpoczynek się przyda, po Pattai Agnieszka ma na stopach niemal otwarte rany

Skąd wzięło się zamieszanie wokół startu Agnieszki w Antwerpii?

Najpierw zgłosiłem Agnieszkę do lutowych startów w Antwerpii, Dausze i Dubaju. Miesiąc przed turniejem w Belgii pojawiła się nagle możliwość startu Uli w Pattai. Wysłaliśmy do władz WTA odpowiedni faks, ale się okazało, że o wiele za późno. Przyznam, że trochę w tym winy żony. Żeby wszystko było jasne: rozważaliśmy także możliwość gry w Belgii. Jednak koszt przelotu dwóch osób do Europy, powrotu do Dauhy oraz mieszkania w Antwerpii przekroczyłby te 4 tys. dolarów kary od WTA. Zgłosiliśmy nieobecność już po sobotnim losowaniu, dlatego kara była tak wysoka. Gdybyśmy się pospieszyli o dzień, to pewnie byłaby co najmniej o połowę mniejsza.

Zmiany planów startowych tenisistek to znana sprawa, nawet wśród najlepszych. Kary zdarzają się często?

Tak, bo tenisistki nagminnie wycofują się z turniejów w ostatniej chwili i WTA chce trochę ukrócić tę samowolę. Dlatego np. można tylko dwa razy bez konsekwencji usprawiedliwić nieobecność na turnieju względami medycznymi. Karana jest także recydywa. Jeślibyśmy znów powiadomili WTA za późno o zmianie planów, to groziłoby nam już 8 tys. dolarów kary.

Agnieszka nie gra nigdzie w tym tygodniu. Przyda się odpoczynek po pięciu meczach w Tajlandii?

Bardzo. Agnieszka mogła teoretycznie lecieć do Antwerpii, ale pewnie wiele by tam nie zrobiła. Po finale w Pattai na stopach miała już niemal otwarte rany.

Skąd ten nawrót znanych kłopotów?

Do gry w takich miejscach jak południe Półwyspu Indochińskiego trzeba mieć końskie zdrowie i słoniową skórę. Twarde korty, temperatura podczas meczów 35 – 36 stopni, wilgotność powietrza 90 procent. Do tego w pomieszczeniu dla zawodniczek była silna klimatyzacja, temperatura spadała tam nawet o 20 stopni. Przeziębienie prawie gotowe.

Jak przyjął pan informację, że mimo zwycięstwa córki w Pattai nie było spodziewanego awansu do czołowej dwudziestki rankingu?

Nie ma się czym przejmować, trzeba przyjąć do wiadomości, że w czołówce jest bardzo ciasno i o awans trudno. Węgierka Agnes Szavay dotarła w ubiegłym tygodniu do finału dużego turnieju w Paryżu z pulą nagród 600 tys. dolarów i awansowała w najnowszym rankingu tylko o dwie pozycje. Agnieszka wygrała nieduży turniej i nie awansowała. Zawiłości rankingu są jednak takie, że za tydzień obie mogą być wyżej bez gry.

Przed losowaniem drabinki trudno rozmawiać o szansach pańskich córek w Dausze. Obsada będzie bardzo silna?

Przyjadą same najmocniejsze, tytułu powinna bronić Justine Henin. Dochodzą słuchy, że – jak rzadko – powinny się zjawić obie siostry Williams, które wspólnie jeżdżą w zasadzie tylko na Wielkie Szlemy. Agnieszka wystąpi tutaj pierwszy raz, Urszula może zagrać w eliminacjach. Była tu rok temu z mamą, niestety, wówczas też zachorowała. Ona nie ma takiego zdrowia jak Agnieszka. Trenowaliśmy już w środę rano na kortach turniejowych, po południu odbijamy piłki w hotelu. Mają tutaj ładne miejsce do gry.

Dla Agnieszki ważna jest zapewne pogoda...

Na razie z pogodą jest o klasę lepiej niż w Pattai. Klimat w Katarze jest znacznie łagodniejszy, tam był niemal tropikalny, w sam raz dla zziębniętych turystów z Europy i USA.

Uczestniczki turnieju w Dausze są traktowane wyjątkowo dobrze?

Hotel mamy rzeczywiście wspaniały, wręcz luksusowy, organizatorzy wożą nas dobrze wyposażonymi limuzynami, lecz nie przesadzajmy, nie ma tu wiele więcej wygód, niż w każdym dużym turnieju. Nic o tym nie wiem, by tenisistki miały być obdarowywane jakimiś wisiorkami z brylantami. Z drugiej strony – śniadanie dla czterech osób kosztuje nas tutaj 100 euro. Drogo.

Czy w Katarze widać, że Azja chce masowo uprawiać tenis?

Widać, że chce mieć u siebie wielki sport, organizować wielkie turnieje tenisowe, ale nie tylko. Słyszałem o pomyśle, żeby pod tutejszą pustynią w specjalnym tunelu zbudować tor kolarski i na nim rozegrać kiedyś prolog Tour de France. Stać ich na to, nie wiedzą, co robić z pieniędzmi ze sprzedaży ropy i gazu. Nie widzę jednak masowego uprawiania sportu, ponoć 60 procent dorosłych mieszkańców Kataru cierpi na cukrzycę. Miejscowe elity raczej wolą sport oglądać.

Z okien hotelu mamy tutaj widok na place budowy. Dauha stoi na pustyni, trochę przypomina Miami, ale wszystko jest tu zupełnie nowe, to nawet trochę nienaturalne. Widać, że finansowe nadwyżki są natychmiast inwestowane w miasto, choć nie powiedziałbym, że w ludzi.

Tenis
Mistrz Wimbledonu zawieszony. Kolejny taki przypadek w tenisie
Tenis
Iga Świątek wzięła na siebie zbyt wielki ciężar. Nie miała jeszcze tak trudnego sezonu
Tenis
Joao Fonseca jak Jannik Sinner. Nowa siła w męskim tenisie
Tenis
Iga Świątek z dwoma zwycięstwami. Czas na Australię
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Tenis
Podcięte skrzydła Orłów. Iga Świątek daleko od finału
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku