Wszystko przez ładną żonę

Nikołaj Dawydienko nie sprzedawał meczów tenisowych. Nikt tego głośno nie powiedział, lecz inaczej rzec nie można. Stowarzyszenie Tenisistów Zawodowych (ATP) po rocznym śledztwie uznało, że nie ma żadnych dowodów na winę sportowca. Zostało nazwisko - symbol afery

Aktualizacja: 14.09.2008 18:03 Publikacja: 14.09.2008 01:02

Nikołaj Dawydienko

Nikołaj Dawydienko

Foto: AP

Dawydienko miał pecha. Tenis stał się zbyt dużym biznesem, by nie zainteresować sił zła, a nie wszyscy ludzie z rakietą i ich otoczenie to grzeczni chłopcy. Ostatnie lata przyniosły nowe przypadki dopingu, afery obyczajowe, podejrzenia o zatrucie graczy (Niemców podczas Pucharu Davisa w Moskwie), ale największy niepokój budziły plotki o tym, że mecze są ustawiane.

Sprawa nie była nowa. Wśród tenisistów zawsze zdarzali się tacy, który mieli skłonność do hazardu, nazwisko Jewgienija Kafielnikowa wymieniano kiedyś na pierwszym miejscu. Dopóki chodziło o jego partię golfa czy pokera z kolegami, był to tylko powód do żartów, gdy jednak zdarzały się mu dziwne porażki na korcie, po cichu szemrano, że to niejasna sprawa. Byli też inni podejrzani, trenerzy, którzy chcieli dorobić, masażyści niezadowoleni z wypłaty, menedżerowie szukający szybkiego zysku.

Tak naprawdę rynek rozkręcili internetowi bukmacherzy i wpadli w sidła własnego sukcesu. Gdy 2 sierpnia 2007 roku Dawydienko, wówczas nr 5 na świecie przegrał w Sopocie mecz z Martinem Vassallo-Arguello (nr 87), dzień później wybuchła bomba. Firma Betfair podała, że na porażkę Argentyńczyka postawiono 7 mln dolarów, obroty były dziesięć razy większe, niż normalnie. Zakłady unieważniono, bukmacher powiadomił władze ATP i zaczęło się szukanie winnych.

Obaj tenisiści zaprzeczyli zarzutom, Vassallo Arguello właściwie nie musiał się tłumaczyć. Główne podejrzenia padły na Rosjanina i, przyznać trzeba, do sprawy zabrano się energicznie. ATP zatrudniło byłych inspektorów Scotland Yardu, a ci przesłuchali dziesiątki osób, zażądali zapisów rozmów telefonicznych Dawydienki z żoną Iriną i bratem Edouardem, na wszelki wypadek sprawdzili także z kim łączył się Vassallo Arguello i jego drużyna. Nie wszystkie dostali, bo firmy telekomunikacyjne zasłoniły się tajemnicą danych i zniszczyły nagrania.

W czasie gdy to robili, we władzach ATP narosło przekonanie, wsparte wypowiedziami kilku tenisistów, że jest to problem, który może załamać cały system rozgrywek – czytaj: od oszukańczego sportu odwrócą się sponsorzy. W efekcie na trybunach pojawili się tajniacy, ludzie ze słuchawkami w uszach i notebookami na kolanach byli wypraszani z krzeseł, środowisko inwigilowano, bukmacherzy zobowiązali się powiadamiać o każdym podejrzanym zakładzie, wprowadzono przepisy zabraniające tenisistom jakichkolwiek form hazardu internetowego.

Minął rok, huk ucichł, dym opadł i wygląda na to, że afery właściwie nie ma. Złapano parę płotek. Czwórka nieostrożnych włoskich tenisistów, którzy obstawiali jakieś zawody (własne mecze nie) właśnie zaczyna sądzić się z ATP. Potito Starace, Daniele Bracciali, Federico Luzzi i Giorgio Galimberti dostali zakazy gry od 6 tygodniu do 200 dni i kary finansowe. Uznali, że organizacja naruszyła ich prywatność, przy okazji ich adwokaci skierowali sprawę przeciw bukmacherom za ujawnienie dochodów klientów.

Ostatnim z ukaranych jest Francuz Mathieu Montcourt, który za obstawianie meczów piłkarskich dostał dwa miesiące dyskwalifikacji i 12 tys. dolarów grzywny. W lipcu podobne kary orzeczono wobec czeskich deblistów Frantiska Cermaka i Michala Mertinaka. Najsurowiej ukarano Włocha Alessio di Mauro: dziewięć miesięcy bez gry, bo on obstawiał mecze tenisowe.

Firmy bukmacherskie zgłosiły do ATP 45 przypadków podejrzanych zakładów z ostatnich pięciu lat (osiem z Wimbledonu). Speckomisja ATP wybrała z nich 15 do szczegółowego rozpatrzenia przez niezależny panel badający sprawy korupcji w tenisie. I tyle.

Został jeszcze Nikołaj Dawydienko ze swym piętnem. W lecie tego roku przypomniał sobie, że podczas nieszczęsnego meczu w Sopocie z Martinem Vassallo–Arguello rozmawiał z żoną Iriną siedzącą koło niego na trybunach. – Mówiliśmy po rosyjsku. Może ktoś podsłuchał, bo głośno rzekłem, że noga mnie boli i nie chcę grać tego meczu – przyznał.

Kto widział na żywo panią Dawydienko, ten przyzna, że jej wybitna słowiańska uroda przyciąga wzrok, więc siłą rzeczy kontakt z mężem w czasie gry też nie mógł ujść uwadze obserwatorów. Jak było, tak było, ale ludzie cyniczni powiadają, że ładna żona zawsze ściągnie na męża kłopoty.

Dawydienko miał pecha. Tenis stał się zbyt dużym biznesem, by nie zainteresować sił zła, a nie wszyscy ludzie z rakietą i ich otoczenie to grzeczni chłopcy. Ostatnie lata przyniosły nowe przypadki dopingu, afery obyczajowe, podejrzenia o zatrucie graczy (Niemców podczas Pucharu Davisa w Moskwie), ale największy niepokój budziły plotki o tym, że mecze są ustawiane.

Sprawa nie była nowa. Wśród tenisistów zawsze zdarzali się tacy, który mieli skłonność do hazardu, nazwisko Jewgienija Kafielnikowa wymieniano kiedyś na pierwszym miejscu. Dopóki chodziło o jego partię golfa czy pokera z kolegami, był to tylko powód do żartów, gdy jednak zdarzały się mu dziwne porażki na korcie, po cichu szemrano, że to niejasna sprawa. Byli też inni podejrzani, trenerzy, którzy chcieli dorobić, masażyści niezadowoleni z wypłaty, menedżerowie szukający szybkiego zysku.

Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu
Tenis
Billie Jean King Cup. Belinda Bencic nie przyjedzie do Radomia
Tenis
Hubert Hurkacz nie zagra w domu. Wycofał się z turnieju w Monte Carlo
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Iga Świątek potrzebuje więcej balansu i treningów. Nie zagra w Radomiu