[b]Rz: Gdy dwa miesiące temu okazało się, że Warszawa będzie organizować turniej WTA w maju, a nie w lipcu, wydawało się, że to wygrany los na loterii: lepszy termin, wyższa ranga imprezy, niemal trzy razy wyższa pula nagród. Ale oznaczało też, że trzeba znaleźć dużo więcej pieniędzy dwa miesiące wcześniej. Zdąży pan?[/b]
[b]Stefan Makarczyk: [/b]Gdybym w to nie wierzył, to dawno już bym się poddał. Moim zdaniem nie ma zagrożenia, że turniej się nie odbędzie, ale nie jest nam łatwo. Czasu niewiele, a kryzys w gospodarce trwa. Do tego kurs dolara ostatnio szalał. Gdy robiliśmy wstępne kalkulacje w lecie 2008 roku, dolar kosztował około 2 zł. Teraz trzeba za niego płacić ponad 3,5 zł, a razem z kursem rośnie pula nagród dla zawodniczek liczona w złotych. Na szczęście ostatnio złoty się wzmacnia, a my stajemy na głowie, żeby znaleźć pieniądze. Brakuje już niewiele.
[b]Mówi się o kilkuset tysiącach. Złotych czy dolarów?[/b]
Złotych. Mamy już zapewnione wsparcie Suzuki, Polsatu, władz Warszawy, BNP Paribas. Szukamy jeszcze jednego, dwóch sponsorów, żeby zamknąć budżet. Mamy genialny termin, tuż przed Roland Garros, a problemy ze znalezieniem pieniędzy są większe niż przy ubiegłorocznym turnieju pokazowym Suzuki Masters.
[b]Pokazówka była dużo tańsza.[/b]