Reklama
Rozwiń

Dudi Sela, król Izraela

Jeśli podczas turnieju tenisowego nagle robi się głośno od hebrajskich śpiewów i gęsto od flag z Gwiazdą Dawida, to znaczy, że musi tam grać on: mały izraelski bohater Pucharu Davisa

Publikacja: 20.09.2009 01:01

Dudi Sela, król Izraela

Foto: AFP

Wyśpiewywane po hebrajsku wersy o „Dawidzie, Królu Izraela, który żyje i żyć będzie”, znają już kibice z Wimbledonu, gdzie tego lata Dudi Sela awansował do 1/8 finału jako pierwszy od 20 lat Izraelczyk, a sędzia musiał uciszać jego najbardziej oddanych kibiców. Inne turnieje też ten żywioł poznały: flagi Izraela, okrzyki sławiące Dudiego i jego bekhend albo „Dudi, Dudi Sela” śpiewane na melodię „Que sera, sera”. Grupa kibiców Seli nazwała się Hebrajski Młot i wspiera go, gdzie może, po hebrajsku i angielsku, najczęściej na turniejach na zachodniej półkuli.

Dudi to izraelski tenisista numer jeden, z 29. miejscem w rankingu, dobrymi wspomnieniami z Wimbledonu i jednym jak dotąd awansem do finału ATP Tour, w Pekinie w 2008 roku. Ale to nie za to kocha go Izrael i nie dlatego premierowi i prezydentowi kraju zdarzyło się dzwonić z gratulacjami po meczu. Dudi stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci izraelskiego sportu, jest na czołówkach gazet, zaczepiają go na ulicach gratulujący nieznajomi, bo wygrywał, gdy na szali leżała narodowa duma: w Pucharze Davisa. W tej niepowtarzalnej rywalizacji, dla której nawet najwięksi egoiści tenisa godzą się być kilka razy do roku częścią zespołu i grają dla swoich krajów, a nie tylko własnej sławy i pieniędzy.

[srodtytul]Hymn i łzy[/srodtytul]

Izrael to w Pucharze Davisa sensacja tego sezonu. Pierwszy raz w historii awansował do półfinału, dziś kończy mecz z broniącą pucharu Hiszpanią w Murcii. Już po piątkowych meczach szanse awansu do finału miał bliskie zera, ale to było oczywiste od początku.

Izraelczycy swoje już w tym roku zrobili. Sensacyjnie pokonali Szwedów w Malmoe, w hali zamkniętej dla miejscowych kibiców, którzy chcieli protestować przeciw izraelskim działaniom w Gazie. Potem jeszcze bardziej niespodziewanie wyeliminowali Rosję w wypełnionej do ostatniego miejsca hali koszykarskiej w Tel Awiwie. A 24-letni Sela, który jak mówi, płacze za każdym razem, gdy słyszy hymn Izraela, wygrywał z kolejnymi rywalami tak, jak do tego kibiców przyzwyczaił.

Już dwa lata temu, gdy był jeszcze daleko poza czołową setką rankingu, pokonał nr 7 na świecie Fernando Gonzaleza w Chile, pomagając wprowadzić Izrael do Grupy Światowej, czyli elity Pucharu Davisa. Tak podbił serca, choć nie jest najlepszym Izraelczykiem w historii tenisa: Amos Mansdorf w latach 80. wygrał sześć turniejów i był na 18. miejscu w rankingu, a Shahar Peer, młodsza od Seli o dwa lata, była już w ćwierćfinałach Wielkiego Szlema i na 15. miejscu w rankingu. Ale miłość kibiców chodzi swoimi drogami.

[srodtytul]Przy granicy z Libanem[/srodtytul]

Bohater wspomnianych pieśni to ryżawy blondyn z kolczykiem w lewym uchu, jeden z najniższych zawodników w ATP Tour. Ma zaledwie 174 cm wzrostu, waży 67 kg (mówi, że ostatnio przytył). Dudi to zdrobnienie od David. Sela to też uproszczenie – nazwisko rodziców, emigrantów z Rumunii, brzmiało Salajean. Dudi to najmłodszy z czwórki dzieci Michaela i Anki. Jego starszy brat Ofer był kiedyś w czołowej dwusetce rankingu, dziś jest trenerem.

Dudi spróbował tenisa jako kilkulatek i szybko się okazało, że ma talent. W rodzinnej miejscowości Kiriat Szmona, przy granicy z Libanem, warunków do rozwoju nie było, więc Sela ćwiczył w centrum tenisowym Ramat Haszaron, gdzie w końcu przeniósł się z całą rodziną.

W to, że może być kiedyś zawodowym tenisistą, uwierzył, gdy jako 14-latek wygrał mistrzostwa Europy i znalazł pierwszych sponsorów. W poszukiwaniu lepszych sparingpartnerów przeprowadził się do Austrii, potem do Francji, jeździł na turnieje juniorskie z bratem.

[srodtytul]Na rozdrożu [/srodtytul]

Swego czasu był wymieniany wśród czołowych juniorów w tych rocznikach, w których grali Marcos Baghdatis czy Jo Wilfried Tsonga, ale oni są potężnie zbudowani i przeskok do świata seniorów był dla nich łatwiejszy. A mały Dudi po prostu zaczął się odbijać od ściany. Udało mu się awansować do czołowej dwusetki ATP, ale niedługo potem stanął na rozdrożu. Dalszych sukcesów nie było, pieniądze sponsorów się kończyły, słabe wyniki i kontuzja ręki zepchnęły go szybko w dół rankingu. Drugi brat, Nir, zaproponował, żeby przeniósł się do niego do Nowego Jorku i żeby razem handlowali nieruchomościami.

Dudi rzeczywiście pojechał wtedy do Stanów, ale sam: na mniejsze turnieje, gdzie wygrał sporo meczów i odzyskał wiarę w to, co robi. To był 2006 rok. Już w następnym sezonie odniósł wspomniane zwycięstwo nad Gonzalezem, rok później był w finale w Pekinie i w czołowej setce rankingu, a teraz jest w trzydziestce. Czego mu brakuje w centymetrach, to nadrabia inteligencją, szybkością i opanowaniem. Świetny technicznie, potrafi dostosować się do stylu rywala i jeśli nie pokonać, to przynajmniej stawić czoło rywalom wyższym od siebie o głowę. Czy takiego Dawida Izrael mógł nie pokochać?

Tenis
Mistrz Wimbledonu zawieszony. Kolejny taki przypadek w tenisie
Tenis
Iga Świątek wzięła na siebie zbyt wielki ciężar. Nie miała jeszcze tak trudnego sezonu
Tenis
Joao Fonseca jak Jannik Sinner. Nowa siła w męskim tenisie
Tenis
Iga Świątek z dwoma zwycięstwami. Czas na Australię
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Tenis
Podcięte skrzydła Orłów. Iga Świątek daleko od finału
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku