Rakietą w smoka

Tenis, jak cały świat, wędruje w ręce Chińczyków. Dziewczyny stają naprzeciw Chinek, niby grają skupione, ale większość wypełnia tylko formalny wymóg.

Publikacja: 22.05.2010 00:28

Jedne przegrywają honorowo, inne sromotnie, jeszcze inne wolą się wycofać. Próbkę takiego politycznego teatru widziałam na warszawskim turnieju.

Włoszka Sara Errani była w starciu z Na Li bezsilna. Inicjatywy zabrakło, a wytrwałości starczyło, by ustać na nogach do końca, odsyłać piłki przez siatkę i udawać, że obecność na korcie ma jakieś znaczenie.

A miała tylko dlatego, że do tenisa trzeba dwojga. Chinka machinalnie realizowała plan, wprowadzała minimalne korekty, bo strategię miała żelazną i toporną. Tak samo zagrałaby z innymi zawodniczkami i ze ścianą też.

Paskudna to rola – szczególnie dla kobiety – grać, by inna mogła błyszczeć. To jak stać obok ładniejszej koleżanki i milcząco podpatrywać, gdy adorują ją chłopcy. By ratować twarz, lepiej oznajmić, że się ma inne sprawy na głowie, i odejść. Tak zrobiła Karolina Woźniacka w pojedynku z Chinką Jie Zheng, oddając seta, mecz i całą imprezę.

Popisała się świetnym wyczuciem nie na korcie, ale w chwili, gdy postanowiła z niego zejść. Dokładnie pół minuty przed deszczem. Szkoda w ulewie sukienki, urody, no i czasu. Sędzia musiałby przerwać mecz, a publiczność – czekać na nieuchronną przegraną Polki. Woźniacka wolała zadbać o kontuzjowaną nogę, spakować walizkę i ruszyć do Paryża. W Europie, szczególnie Wschodniej, to brzmi przekonująco: Paryż jest ważniejszy. Ale w globalnej polityce centrum wydarzeń jest teraz tam, gdzie Chińczycy. Publicyści, finansiści, politycy, filozofowie i komentatorzy sportowi patrzą na Wschód. Mało kto liczy jeszcze na Baracka Obamę i siostry Williams, czas Ameryki minął. Co to oznacza dla przyszłości, jeszcze nie wiemy.

W kobiecym tenisie najpewniej dokona się wymiana starej nudy na nową, bo sportowcy w służbie supermocarstw mają tylko jeden cel – utrzymać władzę. Przez wiele sezonów męska siła sióstr Williams zmiatała dziesiątki bardziej błyskotliwych i finezyjnych zawodniczek. Teraz będzie je zmiatać fabryczna produkcja precyzyjnych bekhendów z Chin.

A ja będę kibicować każdemu Szewczykowi Dratewce, który – jak Rumunka Alexandra Dulgheru – zamiast bić pokłony i kapitulować, spróbuje powalić smoka sprytem, talentem albo odrobiną siarki.

Jedne przegrywają honorowo, inne sromotnie, jeszcze inne wolą się wycofać. Próbkę takiego politycznego teatru widziałam na warszawskim turnieju.

Włoszka Sara Errani była w starciu z Na Li bezsilna. Inicjatywy zabrakło, a wytrwałości starczyło, by ustać na nogach do końca, odsyłać piłki przez siatkę i udawać, że obecność na korcie ma jakieś znaczenie.

Pozostało 83% artykułu
TENIS
Linette dla "Rz": Dlaczego zamknęłam się w pokoju i płakałam 25 godzin
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Tenis
WTA Finals. Coco Gauff wygrała i bije tenisowy rekord świata
TENIS
Sensacja w Rijadzie! Sabalenka za burtą WTA Finals, będzie nowa mistrzyni
Tenis
Sezon jeszcze się nie kończy. Kiedy i gdzie zagra Iga Świątek?
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Tenis
WTA Finals. Iga Świątek wraca do domu
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni