Tenisistka, jej ekipa w Paryżu, włoscy fachowcy w studio telewizyjnym i kibice przed telewizorami spłakali się zbiorowo ze sportowego wzruszenia. Z gratulacjami jeszcze przed dekoracją dzwonili do Schiavone prezydent Napolitano, premier Berlusconi i cała przygotowująca się do MŚ w RPA squadra azzurra. Od obrazka tenisistki całującej ceglaną mączkę paryskiego kortu rozpoczęły się główne wydania wieczornych wiadomości. Jeszcze w niedzielę w południe informacja o paryskiej wiktorii otwierała włoskie dzienniki radiowe. Niedzielne gazety wpadły w delirium: „Francesca I – królowa Francji” – napisały najważniejsze włoskie dzienniki, a sprawozdania i komentarze ciągną się stronami (w „Gazzetta dello Sport” przez pierwsze sześć). Zachwytom często przechodzącym w grafomanię towarzyszą refleksje socjologów, moralistów i feministek.
Schiavone jako pierwsza Włoszka wygrała turniej wielkoszlemowy. Zakładając, że sukces sportowy można zmierzyć, większe wśród pań odnosiły przecież florecistka Valentina Vessali, alpejka Deborah Compagnoni, lekkoatletka Sara Simeoni czy pływaczka Federica Pellegrini, ale tak fetowane nie były. Co więcej, tenis, jeśli chodzi o popularność wśród kibiców, wyraźnie ustępuje piłce, kolarstwu, wyścigom F1 i motocyklowym, narciarstwu alpejskiemu, siatkówce i koszykówce. Może dlatego, że nie licząc dwóch zwycięstw Włoszek w Pucharze Federacji, ostatni wielki tenisowy włoski sukces (na tych samych kortach Rolanda Garrosa) odniósł Adriano Panatta 34 lata temu. Stąd eksplozja ogólnonarodowego wzruszenia i entuzjazmu.
Włosi już dawno nazwali małą, choć wielką duchem kobietkę (166 cm, 62 kg) „Leonessa” (lwica), ale jak pisze „Gazzetta dello Sport”, Schiavone zazwyczaj, choć z honorem i dając z siebie wszystko, w finałach przegrywała, więc nadawała się wyłącznie na sportowego idola Brytyjczyków, którzy zupełnie inaczej niż reszta świata umieją bić brawo pokonanym. W sobotę blisko 30-letnia Włoszka wreszcie wdrapała się na tenisowy szczyt, czego w dodatku nikt się nie spodziewał. Przed turniejem tylko dwóch hazardzistów postawiło u włoskich bukmacherów na Schiavone po 7 euro. Dostaną teraz po 150.
Włoscy moraliści twierdzą, że zmieniło się coś więcej. Najlepiej oddaje to refleksja pisarki Silvii Ballestry na łamach „Corriere della Sera”: „Praca i inteligencja zwyciężyły silikon i botoks”. Pani jest feministką, więc podkreśla, że nagła popularność Schiavone to cios w męski szowinizm, który traktuje kobietę jak obiekt seksualnej fantazji i lansuje model urody, któremu nie sposób sprostać bez skalpela i strzykawki. Faktycznie najmodniejszym obecnie prezentem dla córki na 18. urodziny jest teraz we Włoszech operacja plastyczna (parlament w tym roku ustawą zakazał upiększających operacji na nieletnich). Nierzadko to nagroda za dobrze zdaną maturę. Temu dyktatowi – pisze Ballestra – Schiavone się nie poddała.
Wszyscy mają nadzieję, że dzięki sukcesowi Schiavone przynajmniej część włoskich dziewcząt zamiast nocami wystawać w kolejce na casting „Wielkiego Brata” (ostatnio 6 tys. chętnych na 8 miejsc) czy innych programów telewizyjnych epatujących dekoltem, ruszy tłumnie na korty. W tym kontekście wielkie wrażenie na włoskich mediach wywarła również wypowiedź Franceski: „Dużo czytam. Mózg jest mięśniem, który trzeba trenować tak samo jak bekhend, forhend czy slajs”. A włoscy fachowcy (Panatta, Corrado Barazzutti – trener Schiavone) podkreślają, że Francesca wygrała finał z o wiele silniejszą fizycznie rywalką bardziej pracą głowy niż rąk i nóg.