Pierwszym bohaterem meczu Wielka Brytania – USA został James Ward (111. w rankingu ATP), który w piątek przegrał pierwszego i drugiego seta z Johnem Isnerem, by wygrać trzy kolejne (ostatni 15:13) i sensacyjnie pokonać 20. tenisistę świata.
Brytyjczycy prowadzą zatem 2-0 (Andy Murray wygrał pierwszy mecz jak należy), sobotni debel nabrał szczególnego znaczenia. W tym deblu przeciw Mike'owi i Bobowi Bryanom zgłoszona jest para Andy Murray i Dominic Inglot, ale kapitan Brytyjczyków rozważa także wystawienie Jamie Murraya obok Andy'ego. Jeśli do tego dojdzie, to kroniki Grupy Światowej będą miały wyjątkowy wpis: pierwszy w historii rozgrywek mecz bracia kontra bracia.
Spotkanie w Ostrawie świetnie rozpoczęli Australijczycy, choć gospodarze znacząco im pomogli nie mając w składzie Tomasa Berdycha. Trzeba jednak oddać co należne 18-letniemu Thanasi Kokkinakisowi: wyszedł śmiało na kort przeciw Lukasowi Rosolowi i, jak Ward z Isnerem, najpierw przegrał dwa sety, potem wygrał trzy.
Trzeba też oddać kapitanowi Wally'emu Masurowi, że postawił na odważnego młodzieńca, a nie doświadczonego Lleytona Hewitta. Wobec zwycięstwa Bernarda Tomica nad drugim z Czechów Jirim Veselym, Australia prowadzi 2-0 i ma wielką szansę awansu, nawet bez kontuzjowanego Nicka Kyrgiosa.
We Frankfurcie potwierdziło się, że siła gry Gillesa Simona i Gaela Monfilsa jest większa od możliwości Niemców, choć własny kort trochę pomagał gospodarzom. W Kraljevie Serbowie, czyli Novak Djoković i Victor Troicki też mają znaczną przewagę nad Chorwatami – bez Marina Cilicia. Znany w Warszawie młody Borna Corić jednak stawiał się Troickiemu przez pięć setów.