Królowa taktyki i precyzji

Agnieszka Radwańska błyskawicznie pokonała 6:0, 6:2 Alję Tomljanović i w sobotę zagra z Casey Dellacquą. W deblach też postęp.

Aktualizacja: 03.07.2015 07:58 Publikacja: 02.07.2015 20:17

Foto: AFP

Krzysztof Rawa z Londynu

To są naprawdę miłe wimbledońskie powroty – na korcie nr 2, nowym, ale pamiętającym już kilka zwycięstw Polki z ubiegłych lat, Agnieszka wygrała raz jeszcze. Nie był to sukces przesadnie wymęczony – i dobrze, bo nogi polskiej tenisistki chyba już odczuwają skutki nieco większej dawki gry w ostatnich tygodniach. Plastry pod kolanem, na piszczelach, na kostkach – to tylko zapobiegliwość fizjoterapeuty, ale może niepokoić.

Mecz nie odbiegał od wimbledońskich standardów ery rajgrasu, to znaczy przy siatce akcji mało, za końcową linią dużo, ale w tych walkach pozycyjnych Radwańska była niedościgłą mistrzynią taktyki i precyzji. Po 20 minutach prowadziła 5:0, chwilę później był set do zera. Kto pamięta, jak z tą samą Alją Polka przegrała rok temu w Paryżu, widział bardzo efektowną różnicę.

Drugi set niewiele zmienił. Kompletnie zagubiona Alja na korcie, jej skrzywiony chłopak Nick Kyrgios na trybunie, skupiona na pracy Agnieszka. Niespełna pół godziny i po meczu. Dziewczyna z Zagrzebia wkrótce otrzyma australijski paszport, ale nowa ojczyzna na razie nie ma powodów do dumy.

W trzeciej rundzie rywalką Radwańskiej będzie Casey Dellacqua, też Australijka, od urodzenia. Grała z Polką trzy razy. Rok temu w Wimbledonie przegrała 4:6, 0:6, w tym roku w Perth w Pucharze Hopmana 3:6, 2:6 i w Madrycie 2:6, 1:6. Jeśli ktoś po cichu myśli o czwartej rundzie Agnieszki z Petrą Kvitovą (pokonała Kurumi Narę 6:2, 6:0, zagra z Jeleną Janković), chyba ma rację.

– Im krótszy mecz, tym lepiej, nie mogę narzekać. Żadnych planów na wieczór nie robię, mamy taki fajny dom, że szkoda z niego wychodzić. Na Casey trzeba po prostu uważać, choć wygrałam z nią wcześniej na każdej nawierzchni – mówiła polska rakieta nr 1. W fajnym domu przyjęła na obiedzie m.in. Martinę Navratilovą.

Zanim dziewczyna z Krakowa przed terminem wykonała plan, swoje zrobili debliści Mariusz Fyrstenberg i Santiago Gonzalez. Obaj po kontuzjach (Meksykanin tylko zaleczył, ale 8500 funtów za start chyba skusiło), obaj z ambicjami odrodzenia się po chudych miesiącach. Początek Polaka i Meksykanina wypadł nieźle, trzy zwycięskie sety z Michaiłem Kukuszkinem i Radu Albotem (6:4, 6:3, 6:4). Kolejna weryfikacja będzie znacznie trudniejsza, zwycięzcy zagrają z parą nr 2 – Marcelo Melo i Ivan Dodig. Magda Linette i Mandy Minella odpadły, rywalki miały mocne: Kristinę Mladenovic i Timeę Babos, to para nr 4 (4:6, 1:6).

W kwestiach międzynarodowych nie ma co kryć – Wielka Brytania wedle tutejszych mediów rozkwita imperialną siłą. Wygrał nie tylko Andy Murray, ale także James Ward oraz Heather Watson. Te lokalne radości wkrótce przeminą, lecz zauważyć je trzeba.

W tle turnieju jak zawsze widać dawne gwiazdy, a najjaśniejszą była w czwartek Marion Bartoli. Jak to szybko się zmienia – dwa lata temu wygrała, a znany prezenter BBC John Inverdale mówił, że „nigdy nie będzie elegantką". Dziś Francuzka u boku Johna McEnroe wedle powszechnej opinii wygląda niezwykle czarująco, a prezenter Inverdale nie wygląda wcale, bo zastąpiła go Clare Balding.

Tenis
Iga Świątek broni tytułu w Madrycie. Już na początku szansa na rewanż
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu