Droga do sukcesu nie była prosta, ale finał nie trwał długo. Po kilkunastu minutach Polka prowadziła 4:0. Dopiero za piątym razem Świątek razem trafiła w Warszawie na rywalkę, która nie stawiała zaciekłego oporu.
Siegemund, zmęczona i oklejona plastrami po ponad sześciogodzinnym wysiłku w sobotę, miała rzecz jasna awaryjny pomysł na grę z liderką rankingu światowego – starała się zmieniać tempo odbić, różnicować rotacje, szukać linii i kątów kortu, a także grać skróty, by nie biegać za piłkami do utraty tchu, lecz wiele nie osiągnęła.
Iga Świątek - Laura Siegemund. Polka uszczęśliwiła Warszawę
Obrazki z niebieskiego kortu centralnego Legii przy ul. Myśliwieckiej gem po gemie były zatem podobne: duża przewaga dynamiki i skuteczności Świątek powodowała stałe powiększanie jej zysków.
Dopiero po dziewięciu zwycięskich gemach Polki Niemka wybiegała zmianę z zera na jedynkę przy swym nazwisku i na tym osiągnięciu skończyła. Szczerze, czy nie, wydawała się zadowolona - w końcu po wygranej w Stuttgarcie w 2017 roku, musiała długo czekać na kolejny finał.
Czytaj więcej
Presja związana z turniejem w Warszawie jest nieco inna i wciąż uczę się, jak sobie z nią radzić....