Nad Warszawą zaświeciło słońce, więc mimo napięć w programie turnieju, udało się rozegrać zaległe ćwierćfinały, ale na oba planowe półfinały światła dziennego nie starczyło. Pierwszą finalistką została Laura Siegemund, która stoczyła z dobrą koleżanką Tatjaną Marią zaskakująco długi mecz zakończony wynikiem 5:7, 6:3, 6:4. Jak na 3,5 godziny, jakie już wcześniej w sobotę miała w nogach pani Laura (grała ćwierćfinał z Lucrezią Stefanini), to wynik jest niezwykły. Niemka spędziła w pracy na korcie Legii łącznie prawie 6,5 godziny. Brała przerwy medyczne, bo coś tam w biodrze bolało. Wytrwała, wygrała, była to pouczająca lekcja, że tenis wyczynowy nie jest tylko dla młodych pań, te bardziej dojrzałe (także matki) nadal potrafią wiele, czasem nawet więcej od zdolnej młodzieży.
Pierwszy set pod dyktando Igi Świątek
Iga grała w drugim półfinale również z przedstawicielką nieco starszego pokolenia. Yanina Wickmayer szczyt kariery miała ponad dekadę temu, w 2010 roku była 12. tenisistką rankingu WTA, wygrała w sumie 5 turniejów singlowych, walczyła w półfinale US Open 2009. Potem jej kariera przygasła, także ze względów zdrowotnych. Dwa lata temu Belgijka urodziła córeczkę, ale wróciła na korty, jest znów w pierwszej setce rankingu (obecnie nr 79 na świecie) i walczy. Z Magdą Linette rok temu przegrała w Kozerkach. Z Igą na razie się rozmijała.
Czytaj więcej
Presja związana z turniejem w Warszawie jest nieco inna i wciąż uczę się, jak sobie z nią radzić. Muszę zachować swoje rutyny, więc śpię w hotelu - mówi „Rz” po pierwszym meczu BNP Paribas Warsaw Open liderka rankingu WTA Iga Świątek.
W ciepły lipcowy wieczór przy Myśliwieckiej zobaczyliśmy, że pani Yanina odzyskała sportową sylwetkę, siłę uderzeń zza końcowej linii także. Trochę słabiej jest z serwisem i poruszaniem się w tempie Igi Świątek, więc dopóki Polka dobrze widziała piłki, pierwszy set przebiegała wedle życzeń publiczności. Wickmayer nie nadążała za większością piłek posyłanych z drugiej strony siatki, punkty traciła szybko, pół godziny i było 6:1, co przyjęto z oczywistym entuzjazmem.
Rywalka Polki odrobiła straty
W drugim secie sytuacja długo wyglądała podobnie, a chwilami nawet lepiej, bo parę razy Iga zdobywała punkty błyskawicznie i gdy z werwą przystępowała do gema serwisowego przy stanie 6:1, 5:2, nie było wielu, którzy sądzili, że to nie jest ostatni gem półfinału. Ktoś z trybun krzyknął nawet: – Kto wygra mecz? Chór kibicowski odkrzyknął: – Iga!!!, lecz się życzenie się nie spełniło.