Przed turniejem nie tylko naszą gwiazdą była Iga Świątek, w trakcie rywalizacji dołączył do niej Hubert Hurkacz, który rozgrywał porywające pięciosetowe mecze, a Magda Linette jak zwykle trochę w cieniu robiła swoje. Do tego zresztą jest przyzwyczajona – najpierw był to długi cień Agnieszki Radwańskiej, a teraz pierwszej polskiej liderki światowego rankingu.
Latem ubiegłego roku tak o tym mówiła w wywiadzie dla „Rz”: „Ani mnie to nie drażni, ani nie męczy. Obie dziewczyny w stu procentach zasłużyły na swe miejsce w tenisie. Miały i mają wyniki lepsze ode mnie. Taka jest kolej rzeczy. Nie mam żadnych złych myśli w związku z tym, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza awans Igi, widziany przeze mnie z bliska od początku, mi się podobał. To nie była kwestia, czy wygra Wielkiego Szlema, tylko ile razy to zrobi. To jest kosmiczna kariera, ja się nie mierzę jej miarą. Mam swoją drogę. Staram się zbytnio nad tym nie rozmyślać, tylko żyć własnym życiem. Jak będę w pierwszej piątce na świecie, to możemy wrócić do tematu…”.
Czytaj więcej
Przypominamy rozmowę z Magdą Linette z sierpnia 2022 roku
To być może szybko nie nastąpi (dotychczasowe sukcesy w Melbourne dały jej awans z 45. na 28. miejsce), ale w drugim tygodniu turnieju, gdy w grze są już jedynie ćwierćfinaliści, nam w singlu pozostała tylko ona.
Linette w 1/8 finału pokonała rozstawioną z nr. 4 triumfatorkę ostatniego Finału WTA Tour, półfinalistkę US Open 2022, Francuzkę Caroline Garcię 7:6 (7-3), 6:4. To trzecia rozstawiona zawodniczka, z którą tenisistka z Poznania (45 WTA) wygrała w Melbourne. Poprzednio zwyciężała w meczach z Estonką Anett Kontaveit (16) i Jekatieriną Aleksandrową (19).