Najważniejszy z turniejów poprzedzających nowojorski Wielki Szlem – połączony turniej ATP Masters 1000 i WTA 1000 w Cincinnati – wygrali Alexander Zverev i Ashleigh Barty, ale w pamięci kibiców na długo pozostanie scena z męskiego półfinału, gdy najwyżej rozstawiony tenisista, mocny kandydat do końcowego zwycięstwa Daniił Miedwiediew podczas meczu z Andriejem Rublowem wpadł w biegu na kamerę ustawioną w lewym narożniku kortu.
Zderzenie było gwałtowne, kamera runęła, jej operator miał kłopoty, rosyjski tenisista również ucierpiał. Zanim wykrzyczał do sędziego stołkowego, żeby natychmiast zabrano kamerę z placu gry, bo prawie złamał sobie rękę, zdążył jeszcze kopnąć obiektyw urządzenia.
Mecz po chwili toczył się dalej, choć sytuacja zmieniła się całkowicie – rozkojarzony i zły Miedwiediew zaczął głośno narzekać, w przerwie między gemami poprosił o pomoc lekarską, mówiąc: – Nie mogę grać, zamierzam podać ich [organizatorów turnieju] do sądu. Wizyta supervisora nie zmieniła wiele, od stanu 6:2, 1:1 do pierwszej w karierze porażki Daniiła z Andriejem Rublowem 6:2, 3:6, 3:6 wiodła już prosta droga.
Organizatorzy nie zareagowali na ostre słowa Rosjanina, nie było też kary ani oficjalnego komentarza lub przeprosin żadnej ze stron, nie jest również znany stan uszkodzonej dłoni tenisisty, drugiej rakiety świata. Miedwiediew (mistrz w Cincinnati w 2019 r.), który już podczas wcześniejszego spotkania z Grigorem Dimitrowem prosił o usunięcie kamery, nie przyszedł na konferencję prasową, a Rublow powiedział tylko, że incydent był niepokojący, ale ze sposobu, w jaki grał jego rosyjski przyjaciel i rywal, nie wynikało, żeby z jego dłonią stało się coś bardzo poważnego.
Być może ciąg dalszy nastąpi, na przykład taki, że kamery telewizyjne – raczej rzadko pojawiające się w przestrzeni kortów tenisowych (ten zwyczaj dotyczy tylko turniejów amerykańskich) – będą jednak schowane za końcową linią.