Olimpijska przerwa w zasadzie nie istniała. Jeszcze płonął znicz igrzysk w Tokio, a już grano na kortach w Waszyngtonie (mężczyźni) oraz San Jose, Kluż i Concord (kobiety).
Nie były to wydarzenia bardzo zajmujące uwagę kibiców, lecz już pierwszy tydzień poolimpijski to czas większych wyzwań – zaczęły się turnieje z cyklu ATP Masters 1000 w Toronto (w puli 3,48 mln dol.) oraz WTA 1000 w Montrealu (1,84 mln. dol.). Za tydzień panie i panowie grają na tym samym poziomie rozgrywek w jednym miejscu – w Cincinnati.
Od lat w tej części sezonu wszystkie drogi prowadziły do Nowego Jorku, tak będzie i teraz – w USA i Kanadzie gra się na kortach twardych, by przygotowania do Wielkiego Szlema były efektywne i turnieje przyciągały mocnych uczestników i uczestniczki. Z frekwencją na razie nie jest jednak dobrze.
Z różnych przyczyn do Toronto nie przyjechali Novak Djoković (wyczerpanie olimpijskie), mistrz igrzysk Alexander Zverev, Roger Federer (kolano nadal dokucza), Dominic Thiem (kontuzja nadgarstka wciąż nie daje mu szansy gry, mistrz US Open 2020 raczej nie będzie bronić tytułu), Matteo Berrettini, Pablo Carreno - Busta, Milos Raonic i jeszcze kilku znanych tenisistów. Większość z nich podała, że nie pojawi się także w Cincinnati.
Ostatnim z nich był obrońca tytułu Rafael Nadal, który po nagłej porażce w Waszyngtonie zgłosił nawrót kontuzji stopy. To ten sam uraz, który kazał Hiszpanowi przerwać grę na dwa miesiące po Roland Garros, opuścić Wimbledon i igrzyska. Teraz zagrożony jest start Nadala w Nowym Jorku.