Agnieszka urosła

Od nadziei do zwątpienia i z powrotem. Polka wygrała ze Swietłaną Kuzniecową 6:4, 1:6, 7:5, choć rywalka w trzecim secie prowadziła już 4:1. Dziś kobiece ćwierćfinały, wśród nich mecz tenisistki z Krakowa z Sereną Williams

Aktualizacja: 01.07.2008 19:47 Publikacja: 01.07.2008 03:20

Polka po emocjonującym meczu pokonała Swietłanę Kuzniecową

Polka po emocjonującym meczu pokonała Swietłanę Kuzniecową

Foto: Reuters

Gdy wychodziły z szatni, kort centralny w połowie opustoszał. Ludzie obejrzeli zwycięstwo Rogera Federera z Lleytonem Hewittem i potraktowali mecz Polki z Rosjanką jak przerwę regeneracyjną. Gdy wrócili po godzinie, już nikomu nie przyszło do głowy opuścić krzesełko. Był trzeci set, Swietłana Kuzniecowa prowadziła 4:2 i serwowała. Sytuacja powielana w wielu tenisowych obrazkach, zakończenie też wydawało się wiadome – Polka trochę zrezygnowana, rywalka czuła zbliżające się zwycięstwo.

Gem przebiegł jednak zupełnie inaczej, serwis Rosjanki wreszcie przestał straszyć, tenisistka z Krakowa ciułała punkt po punkcie. Kuzniecowa miała już w ręku piłkę, której wygranie dawało jej prowadzenie 5:2. Chwilę później podbiegła do łatwego woleja, którym mogła obronić się przed przełamaniem serwisu i trafiła w siatkę! Trybuny kortu centralnego, już pełne, aż westchnęły, Polacy najgłośniej. Tenisowe opowieści mówią o piłkach, które odmieniły mecz, ta z pewnością zasługiwała na takie miano.

Kolejny gem był najdłuższym w meczu. Trudno było liczyć przewagi i równowagi z obu stron. To Polka była w większych kłopotach, broniła się przed stratą gema kilka razy, gdy wyrównała na 4:4 – kibice byli już po jej stronie. Po poprzednim meczu zostały grupy Australijczyków, którzy zaśpiewali jej – Ozi, ozi, ozi.

Przy wyniku 5:5 widać było wyraźnie, że Agnieszka nagle urosła o głowę, już nie było gestów zniecierpliwienia, nie było rozkładania rąk i spojrzeń na tatę. Wykonała tyle ciężkiej pracy, że nie chciało się wierzyć w złe zakończenie tej historii, chociaż przecież Rosjanka jest czwartą tenisistką świata. Każdy punkt ważył już prawie tyle co zwycięstwo, ale w walce na chłodne głowy można było liczyć na Polkę.

Agnieszka Radwańska jest drugi raz w ćwierćfinale Wielkiego Szlema

To Swietłana straciła spokój. Już siedząc na krzesełku, nagle poprosiła o sprawdzenie ostatniej piłki przegranego gema na 5:6. Był oczywisty aut. Koniec przyszedł po paru nerwowych wymianach. Agnieszka Radwańska wygrała za drugim meczbolem. Dostała brawa na stojąco, nie ma takich miłośników tenisa, którym nie podobałby się ten powrót od 1:4 do 7:5 w decydującym secie.

– O tym, co się stało, będę myślała przez kilka następnych dni. Szło mi tak dobrze, łatwo wygrałam drugiego seta, postanowiłam grać bardziej po wimbledońsku, atakowałam częściej przy siatce, niby to nie moja gra, a się udawało. Nagle wszystko się zmieniło, uderzenia przestały działać, zupełnie zmieniłam to, co przynosiło mi sukces. Nie powinnam niczego zmieniać, nie umiem wytłumaczyć tej zmiany. Czy Agnieszka ma szansę z Sereną?

Serena uderza mocniej, może iść do siatki, Radwańska nie potrafi zagrać tylu wygrywających piłek co ona. Jej szansa polega na tym, że psuje mało i najlepiej na świecie gra siłą rywalek – mówiła Rosjanka.

Wróżby są dobre. Agnieszka ponownie zagra na korcie centralnym, ponownie drugi mecz.

W ćwierćfinałach kobiet nie ma czterech najwyżej rozstawionych – to jest Wimbledon jakich mało. Bohaterką dnia, oprócz Radwańskiej, została Tamarine Tanasugarn, która pozbawiła Jelenę Janković szans na tytuł i pierwsze miejsce w rankingu WTA.

Ktoś może pamięta – ta sama tenisistka z Bangkoku przegrała z Aleksandrą Olszą finał juniorek w 1995 roku. Potem różnie się jej wiodło, kariery nie zrobiła, dwa lata temu pokonała ją na trawie Agnieszka Radwańska. Ma 31 lat i jest w ósemce najlepszych pierwszy raz. Łzy radości były uzasadnione.

Janković cierpiała, noga w plastrach uzasadniała to cierpienie, ale skoro dwa dni wcześniej żartowała sobie, że jej rywalką będzie „Tiger” (od Thai girl), a może nawet Tiger Woods, to kara za takie żarty była słuszna. Nie ma Kuzniecowej, nie ma Janković, Ana Ivanović powinna przysłać do Polski i Tajlandii list z podziękowaniami za obronę pierwszego miejsca na świecie.

Agnieszka Radwańska, najlepsza polska tenisistka

Rz: Mówiła pani nieraz, że obecność taty na trybunach przeszkadza. Na korcie centralnym rodzice byli daleko...

Agnieszka Radwańska: Na pewno tata się denerwował, przy takich piłkach i takim meczu trudno nie stracić spokoju. Ja to widziałam nawet przy tej odległości, jaka dzieli lożę gości od kortu. Widziałam wszystko kątem oka.

Łatwiej było osiągnąć ćwierćfinał w Melbourne czy w Londynie?

Tutaj miałam tylko jeden bardziej zacięty mecz, tam dwa, więc pewnie tutaj, chociaż trudno to wszystko porównać.

A ćwierćfinał Wimbledonu jest więcej wart niż w Australian Open?

Ja je traktuję równo. Każdy ćwierćfinał Wielkiego Szlema to dla mnie ogromne osiągnięcie. Może tylko każdy chce, żeby pierwszy był w Wimbledonie, bo to najstarszy i najsławniejszy turniej.

W tym meczu decydowało szczęście, czy głowa, taktyka?

Pewnie wszystko po trochu. Zwycięstwo wisiało na włosku. Raz udało mi się przełamać serwis Swietłany i potem decydowały przecież może dwie-trzy piłki.

Kilka piłek było nie do obrony, a pani broniła...

Zdarza się...

Czy przy stanie 1:4 naprawdę pani wierzyła, że ten mecz jest do wygrania?

Podczas meczu nie myślę, czy mam jeszcze szansę, czy jej nie mam. Przy wyniku 1:4 trudno być optymistą, ale trzeba walczyć do ostatniej piłki i już. Każdy mecz można odkręcić.

Czy Kuzniecowa była w stanie zdenerwować panią prośbą o sprawdzenie linii, gdy już siedziałyście na krzesełkach?

To pewnie było zagranie psychologicznie. Ja wiedziałam, że był aut, i ona wiedziała, wiadomo było, że nie ma szansy na zmianę decyzji. Chyba że Swietłana liczyła na to, że maszyna też się myli, bo wiemy, że czasem to urządzenie popełnia błędy. Nawet tutaj były o to awantury. Może to była jednak dla niej ostatnia szansa i chciała ją wykorzystać.

Skąd wzięła się katastrofa w drugim secie?

Kuzniecowa serwowała bardzo dobrze. Nie wiem, co w nią wstąpiło, do stanu 1:4 była nie do zatrzymania, mogłam tylko patrzeć na jej uciekające piłki. Czułam także powoli narastające zmęczenie, w końcu gram trzeci tydzień. Na szczęście obudziłam się w trzecim secie.

Centralny kort naprawdę pani nie denerwował, serce nie biło szybciej przy okazji braw na stojąco?

Serce mi biło bardzo szybko od stanu 4:4. Na pewno było trochę inaczej niż na dalekim korcie, ale koniec był przyjemny jak wszędzie.

Teraz czeka Serena Williams, kolejna bardzo mocna rywalka...

Nie powiem nic innego niż przed meczem z Kuzniecową. Nie mogę czekać na jej błąd. Muszę spróbować porządzić na korcie. Nic nie mam do stracenia, to jest ćwierćfinał Wimbledonu, wszystko może się zdarzyć.

wysłuchał w Londynie k.r.

Mężczyźni – 1/8 finału: R. Federer (Szwajcaria, 1) – L. Hewitt (Australia, 20) 7:6 (9-7), 6:2, 6:4; M. Ancić (Chorwacja) – F. Verdasco (Hiszpania, 22) 3:6, 4:6, 6:3, 6:4, 13:11; R. Nadal (Hiszpania, 2) – M. Jużny (Rosja, 17) 6:3, 6:3, 6:1; F. Lopez (Hiszpania, 31) – M. Baghdatis (Cypr, 10) 5:7, 6:2, 3:6, 7:6 (7-4), 8:6; R. Schuettler (Niemcy) – J. Tipsarević (Serbia) 6:4, 3:6, 6:4, 7:6 (7-4); A. Clement (Francja) – M. Cilić (Chorwacja) 6:3, 7:5, 6:2; M. Safin (Rosja) – S. Wawrinka (Szwajcaria, 13) 6:4, 6:3, 5:7, 6:1; A. Murray (W. Brytania, 12) – R. Gasquet (Francja, 8) 5:7, 3:6, 7:6 (7-3), 6:2, 6:4.

Kobiety – 1/8 finału: A. Radwańska (Polska, 14) – S. Kuzniecowa (Rosja, 4) 6:4, 1:6, 7:5; T. Tanasugarn (Tajlandia) – J. Janković (Serbia, 2) 6:3, 6:2; S. Williams (USA, 6) – B. Mattek (USA) 6:3, 6:3; V. Williams (USA, 7) – A. Klejbanowa (Rosja) 6:3, 6:4; Jie Zheng (Chiny) – A. Szavay (Węgry, 15) 6:3, 6:4; N. Vaidisova (Czechy, 18) – A. Czakwetadze (Rosja, 8) 4:6, 7:6 (7-0), 6:3; N. Pietrowa (Rosja, 21) – A. Kudriawcewa (Rosja) 6:1, 6:4; J. Dementiewa (Rosja, 5) – S. Peer (Izrael, 24) 6:2, 6:1. Pary ćwierćfinałowe: Zheng – Vaidisova, Radwańska – S. Williams, Dementiewa – Pietrowa, V. Williams – Tanasugarn.

Juniorki – I runda: K. Piter (Polska) – J. Curtis (W. Brytania) 6:4, 6:0.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

k.rawa@rp.pl

Krzysztof Rawa z Londynu

Gdy wychodziły z szatni, kort centralny w połowie opustoszał. Ludzie obejrzeli zwycięstwo Rogera Federera z Lleytonem Hewittem i potraktowali mecz Polki z Rosjanką jak przerwę regeneracyjną. Gdy wrócili po godzinie, już nikomu nie przyszło do głowy opuścić krzesełko. Był trzeci set, Swietłana Kuzniecowa prowadziła 4:2 i serwowała. Sytuacja powielana w wielu tenisowych obrazkach, zakończenie też wydawało się wiadome – Polka trochę zrezygnowana, rywalka czuła zbliżające się zwycięstwo.

Pozostało 94% artykułu
Tenis
WTA Finals. Iga Świątek przegrała z Coco Gauff i w tym roku liderką już nie będzie
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Tenis
WTA Finals. Bitwa na podania dla Qinwen Zheng. Jelena Rybakina wciąż szuka formy
Tenis
Francja (nie)elegancja. Alexander Zverev wygrywa na pożegnanie z Bercy
Tenis
WTA Finals. Było źle, jest dobrze. Iga Świątek odwraca losy meczu
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Tenis
WTA Finals. Aryna Sabalenka wciąż jest silna