Polska para, rozstawiona z numerem ósmym, przegrała z Rosjaninem Igorem Andrejewem oraz Niemcem Mischą Zverevem 3:6, 2:6. To kolejny w tym roku nieudany występ naszego eksportowego debla. Wynik wczorajszego meczu nie pozostawia złudzeń, kto w nim był lepszy. Szkoda, że nie Polacy.
Ostatnie porażki Rogera Federera trochę ośmieliły jego rywali, tak przynajmniej wyglądało po kilkunastu minutach pierwszego meczu obrońcy tytułu z Maximo Gonzalezem z Argentyny. Kto to jest Gonzalez? – pytały trybuny w Nowym Jorku, gdy na tablicy pojawił się wynik 3:3 w pierwszym secie.
Odpowiedź przyszła szybko – nie jest to tenisista wybitny. Ma 25 lat, zajmuje 118. miejsce w rankingu, wygrał jeden turniej ATP w deblu (rok temu w Walencji), debiutuje w US Open, a jego pierwszym turniejem wielkoszlemowym był tegoroczny Roland Garros. Trzeba przyznać, że atakował ambitnie, grał zadziwiająco odważnie, często metodą serwis–wolej. Należało poczekać z pół godziny, aż Szwajcar pozna słabe strony rywala.
Gdy już poznał, to wygrał dziesięć kolejnych gemów i mecz przebiegł tak, jak się spodziewano. Godzina gry z okładem i można było iść do szatni.
– Grał nieźle jak na człowieka pod tak dużą presją – mówił zwycięzca o rywalu. – Miałem niezłą serię, jedyna sprawa, która mnie odrobinę zmartwiła, to przegrany gem przy moim serwisie na początku trzeciego seta.