Andy waleczne serce

US Open. Szkot wygrał przerwany na dobę przez deszcz półfinał z Rafaelem Nadalem. W meczu o tytuł zagra dziś z Rogerem Federerem, który zdążył w sobotę pokonać Novaka Djokovicia

Aktualizacja: 08.09.2008 09:56 Publikacja: 08.09.2008 05:24

Andy waleczne serce

Foto: AFP

To nie był scenariusz przewidywany przez kibiców w Nowym Jorku, nawet jeśli przed niedzielnym dokończeniem Murray prowadził z Nadalem 6:2, 7:6 (7-5) i 2:3.Gdy wychodzili ponownie na kort im. Louisa Armstronga świeciło słońce, z Hiszpana buchała energia i nawet kilka dobrych zagrań brytyjskiego tenisisty nie zmieniło losów trzeciego seta. Jedno przełamanie serwisu z soboty wystarczyło, by Nadal wygrał 6:4.

Wydawało się, że ciąg dalszy będzie podobny, tym bardziej że początek kolejnego seta znów dał przewagę Hiszpanowi. Niewielu tenisistów na świecie dałoby sobie z Nadalem radę, gdyby przegrywali 1:2, wcześniej nie wykorzystali siedmiu piłek dających gema i do tego jeszcze kolejność serwowania wypadałaby na faworyta.

Andy Murray dał radę. Niełatwo wytłumaczyć jak, bo Nadal grał dobrze, ale zderzył się z niezłomną wiarą Szkota, że można pokonać najlepszego na świecie. Każde małe niepowodzenie za chwilę zamieniał w swój sukces. Zdecydował się na ryzyko potężnych uderzeń w linie i choć nie zawsze się udawało, los uśmiechał się do Szkota. Wyrównanie na 3:3 przyszło dość szybko, potem jeszcze parę gemów i gdy Nadal serwował przegrywając 4:5, znów widzieliśmy Murraya z soboty – pozornie zmęczonego, ale spokojnego i pewnego swoich zagrań.

Przedostatnia wymiana była jedną z kilku w tym meczu, za które można przyznawać nagrody w kategoriach sportowej estetyki. Pierwszy meczbol był ostatnim, to także niezwykła sprawa, gdy gra się z Nadalem. Mecz skończył się wymianą grzeczności, to też nowa cecha raczej mało okrzesanego Szkota. Zwycięstwa uszlachetniają?

Dzień wcześniej też było ciekawie. Murray grał z Nadalem pięć razy, wszystkie mecze przegrał, więc publiczność była zdumiona przebiegiem pierwszych setów. Serwisy Szkota łatwo rozbijały obronę Hiszpana, a jak nie, to uderzenia z głębi kortu dopełniały dzieła. Pół godziny i 6:2, szmer niedowierzania na trybunach, faworyt też zdziwiony kręcił głową.Nie od dziś uważano, zwłaszcza na Wyspach, że Murray ma wielki talent, lecz potwierdzenie przychodziło w mniejszych turniejach ATP, w największych imprezach 21-letni tenisista nie potrafił sprostać oczekiwaniom rodaków. Gubiła go zbytnia pobudliwość, byle załamanie w gemie potrafiło zmienić się w stratę seta i meczu. Tym razem był zdumiewająco spokojny, gdy coś szło nie tak.

Dopiero gem otwierający trzeciego seta dał Nadalowi trochę nadziei – Hiszpan przełamał serwis Szkota, objął prowadzenie 2:0, a potem 3:1. Gdy siadali na krzesełkach, było 3:2, Hiszpan miał podanie, ale sędzia spojrzał na rozkwitające parasole i trzeba było pogodzić się z prognozą, chmury sztormu Hanna rzeczywiście nadeszły nad Nowy Jork.

Zdania były podzielone, komu ta przerwa bardziej się przysłuży. W niedzielę wyszło na to, że Murrayowi, lecz na pewno niemało skorzysta także Roger Federer, który dostał dzień więcej odpoczynku po solidnej porcji tenisa z Djokoviciem.

Ten mecz zaczął się w sobotę wcześniej na korcie im. Arthura Ashe’a. Szwajcar grał dobrze i widać było, że się spieszył. Po raz pierwszy od wielu dni był czasem tym Federerem z dawnych lat. Tenisistą, który potrafi zagrać nie tylko najlepiej w ważnych chwilach, ale z wyjątkową swobodą. Rok temu grali z Serbem w finale i był to ostatni taki pokaz kompetencji mistrza w grze na kortach Flushing Meadows.

– Były chwile, gdy przypominał mi się tamten mecz, ciągły nacisk na rywala, wykorzystywanie gry z nowojorskim wiatrem – mówił Federer. Miał także silną motywację natury prestiżowej: zwycięstwo Djokovicia w finale oznaczałoby spadek Szwajcara na trzecie miejsce w rankingu ATP.Obrońca tytułu wygrał, znów przypomniał światu o swym pościgu za wielkoszlemowym rekordem Pete’a Samprasa (14 tytułów), do wyrównania którego brakuje mu dwóch zwycięstw. Na pytanie, kogo wolałby spotkać w finale, odpowiedział z uśmiechem: – W finale chciałbym zobaczyć puchar w swoich rękach.

Drugie pytanie brzmiało, jak ocenia mijający sezon. Odpowiedź: – Poczekajcie do poniedziałku. Mężczyźni grali w poniedziałek ostatnio w 1987 roku, a kobiety po raz pierwszy od 1974 roku nie walczyły o puchar w sobotę. Organizatorzy obiecali, jak w Wimbledonie, budowę dachu nad kortem centralnym za 100 mln dolarów.

Debel kobiet – finał: C. Black, L. Huber (Zimbabwe, USA, 1) – L. Raymond, S. Stosur (USA, Australia, 10) 6:3, 7:6 (8-6).

Juniorzy – finał: G. Dimitrow (Bułgaria, 3) – D. Britton (USA) 6:4, 6:3.

Juniorki – finał: C. Vandeweghe (USA) – G. Paz Franco (Wenezuela) 7:6 (7-3), 6:1.

Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu
Tenis
Billie Jean King Cup. Belinda Bencic nie przyjedzie do Radomia
Tenis
Hubert Hurkacz nie zagra w domu. Wycofał się z turnieju w Monte Carlo
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Iga Świątek potrzebuje więcej balansu i treningów. Nie zagra w Radomiu