Kort numer 19 leży przy jednym z głównych przejść na kort centralny. Ludzie szli, przystawali, zerkali przez dość wysoki murek w dół i po paru piłkach widzieli, że to jeden z tych wimbledońskich meczów, który do kronik nie przejdzie, ale musi się odbyć.
Słyszeli polską mowę po obu stronach trybun, bo kibicowali tam niemal wszyscy, którym sukcesy polskiego tenisa leżą na sercu: rodzice, menedżer Victor Archutowski, trener kadry kobiecej na Puchar Federacji Tomasz Wiktorowski, siostra Agnieszka, Marta Domachowska i Marcin Matkowski, a nawet koordynator reprezentacji Polski w Pucharze Davisa Nick Brown z małżonką.
Łatwo było zorientować się zza muru, komu przypadnie zwycięstwo. Urszula Radwańska dość szybko poczuła, że nie musi się denerwować. Masa Zec Peskirić okazała się tenisistką mocną fizycznie, ale do subtelności tenisa na trawie jeszcze nie dorosła mimo 22 lat i wielu lekcji w szkole Niki Pilicia, tej samej, której zdolnymi absolwentami są Novak Djoković i Ernest Gulbis.
Oba sety były jak bliźniaki – najpierw w miarę równa walka do stanu 3:3, potem Słowenka traciła skuteczność. Serwis trafiał w siatkę, mocne forhendy za końcową linię, pomagała też Polce odrobina szczęścia i można było się cieszyć z udanego początku Wimbledonu. Oceny były zgodne: dobry mecz, oby takich więcej. W środę Urszula zagra z Dominiką Cibulkovą, rozstawioną z nr. 14 tenisistką, której największą zaletą jest szybkość biegania.
Dobre wiadomości z pierwszego dnia turnieju uzupełnił debel Klaudia Jans i Alicja Rosolska – Polki zaczęły niespiesznie mecz z Julianą Fedak (Ukraina) i Mervaną Jugić-Salkić (Bośnia i Hercegowina), ale gdy trochę oswoiły się z kortem, wygrały pierwszy w życiu mecz na trawie 6:4, 6:3.