Długich opisów nie potrzeba – najlepsza polska tenisistka postanowiła zwyciężyć stylowo i zdążyć przed zmierzchem. Biegała zatem do siatki, atakowała niemal z każdego miejsca, punkty zdobywała prawie bez zacięć. Prawie, bo w pierwszym secie prowadziła 5:2, ale straciła trzy gemy i o kilkanaście minut spóźniła powrót do szatni.
W tym zwycięstwie była zawodowa pewność siebie, jeśli czegoś brakowało, to tylko łagodniejszej miny. Może sroga twarz to sposób na straszenie rywalek, ale chyba niepotrzebny – Hiszpanka dwojga imion i dwojga nazwisk była bezradna także bez straszenia. Teraz czas na walkę Agnieszki z Chinką Shuai Peng (36. WTA). Grały rok temu w Indian Wells, w trzech setach wygrała Polka.
Drugi dzień Wimbledonu zakończył się dobrze, ale wcześniej trzeba było przeżyć dwa rozczarowania. Najpierw odpadła Marta Domachowska. Anabel Medina Garrigues zwyciężyła ją 3:6, 6:3, 6:4. Grały na korcie nr 5, skromnym, ale blisko głównego wejścia do klubu.
Widzowie oblepili wąskie przejścia, tenisistki przebiły się przez tłum i zaczął się mecz, który na początku przypomniał Domachowską w najlepszej formie, chociaż tonąca w rankingu Polka grała z 20. tenisistką świata. W przypadku Hiszpanki odbijającej piłki na trawie nie jest to może groźna rekomendacja, ale Medina Garrigues umie grać w tenisa.
Pierwszy set sugerował, że Marta jest mocna. Energiczny tenis, wsparty dobrym serwisem i ładnymi skrótami zrobił swoje. Hiszpanka zła, Polka skupiona, trochę nieobecna. W polskim obozie nikt nie wypowiedział głośno myśli, że takie dobrze zaczynane mecze widzieliśmy już nieraz, tylko ciąg dalszy zwykle bywał inny.