Prawie bez zacięć

Starsza z sióstr Radwańskich wygrała z Marią-Jose Martinez Sanchez 7:5, 6:1. Porażki Marty Domachowskiej i deblistów

Publikacja: 24.06.2009 02:02

Agnieszka Radwańska

Agnieszka Radwańska

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Długich opisów nie potrzeba – najlepsza polska tenisistka postanowiła zwyciężyć stylowo i zdążyć przed zmierzchem. Biegała zatem do siatki, atakowała niemal z każdego miejsca, punkty zdobywała prawie bez zacięć. Prawie, bo w pierwszym secie prowadziła 5:2, ale straciła trzy gemy i o kilkanaście minut spóźniła powrót do szatni.

W tym zwycięstwie była zawodowa pewność siebie, jeśli czegoś brakowało, to tylko łagodniejszej miny. Może sroga twarz to sposób na straszenie rywalek, ale chyba niepotrzebny – Hiszpanka dwojga imion i dwojga nazwisk była bezradna także bez straszenia. Teraz czas na walkę Agnieszki z Chinką Shuai Peng (36. WTA). Grały rok temu w Indian Wells, w trzech setach wygrała Polka.

Drugi dzień Wimbledonu zakończył się dobrze, ale wcześniej trzeba było przeżyć dwa rozczarowania. Najpierw odpadła Marta Domachowska. Anabel Medina Garrigues zwyciężyła ją 3:6, 6:3, 6:4. Grały na korcie nr 5, skromnym, ale blisko głównego wejścia do klubu.

Widzowie oblepili wąskie przejścia, tenisistki przebiły się przez tłum i zaczął się mecz, który na początku przypomniał Domachowską w najlepszej formie, chociaż tonąca w rankingu Polka grała z 20. tenisistką świata. W przypadku Hiszpanki odbijającej piłki na trawie nie jest to może groźna rekomendacja, ale Medina Garrigues umie grać w tenisa.

Pierwszy set sugerował, że Marta jest mocna. Energiczny tenis, wsparty dobrym serwisem i ładnymi skrótami zrobił swoje. Hiszpanka zła, Polka skupiona, trochę nieobecna. W polskim obozie nikt nie wypowiedział głośno myśli, że takie dobrze zaczynane mecze widzieliśmy już nieraz, tylko ciąg dalszy zwykle bywał inny.

Dobrze ułożony plan Domachowskiej rozpadł się w drugim secie. Na początku łańcucha złych zdarzeń pojawiły się kłopoty z serwisem, 2:0 dla Mediny Garrigues i nie udało się zmienić losów seta. Huśtawka emocji ruszyła, w decydującym secie było 3:1 i 40-15 dla Polki, potem 3:5, 4:5 i po meczu. Marta nie ruszy w górę rankingów. Po meczu mówiła niewiele.

– Żal mi tej szansy. Teraz poszukam trenera, z którym będę jeździła na każdy turniej. Nie będzie to Paweł Ostrowski, po Paryżu ostatecznie zerwał ze mną współpracę. Powrót jest niemożliwy także dlatego, że wyjeżdża ze stolicy, by trenować Angelique Kerber – stwierdziła. Plan ratunkowy na teraz jest taki: szybki powrót do Warszawy i treningi, bo w turniejach w Bastad i Pradze trzeba wywalczyć tyle punktów, by w nowojorskim US Open startować bez eliminacji.

Chwilę po porażce Marty z kortu nr 8 nadeszła wiadomość, że debliści Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, niedawni mistrzowie z Eastbourne, przegrali trzy razy po 3:6 ze Scottem Lipskym i Ericem Butoracem (USA). Nie było wykrętów. – Graliśmy fatalnie, na stojąco, bez pomysłu. Nasza wina – mówili.

W deblu pozostał zatem Łukasz Kubot, który z Austriakiem Oliverem Marachem dziś gra czwarty mecz na korcie nr 5. Frekwencja będzie duża, bo z drugiej strony stanie Jamie Murray, brat Andy’ego oraz Jonathan Erlich z Izraela.

Urszula Radwańska rozpocznie w angielskie południe gry na korcie 7 od spotkania drugiej rundy ze Słowaczką Dominiką Cibulkovą (nr 14).

[ramka][srodtytul]Opinia: Agnieszka Radwańska, po zwycięstwie w I rundzie[/srodtytul]

Myślałam, że pierwszy mecz będzie trudniejszy, ale przecież nie będę narzekać. O Shuai Peng trochę wiem – grałam z nią raz, pamiętam, że to mocna dziewczyna. W każdym turnieju myślę tylko o najbliżej rundzie, również tutaj nie będę zastanawiać się teraz, czy mam szansę na ćwierćfinał z Venus Williams.

W Eastbourne nie obroniłam tytułu, lecz były powody – turniej był o wiele mocniej obsadzony niż w zeszłym roku, a Virginie Razzano zagrała ze mną mecz życia. Takie porażki nie wpływają na mnie zbyt mocno. Nie liczę także po każdym meczu zdobytych i straconych punktów. To nie jest dla mnie aż tak ważne, wiem przecież, że po dobrym wyniku awansuję, po słabszym spadnę.

Mariusz Fyrstenberg potwierdził, że z powodu porażki wraca już do Warszawy i nie zagra z Ulą miksta. Trochę szkoda, bo umawiali się od dawna.

Jeśli kiedyś wygrałabym turniej wielkoszlemowy, to pewnie byłby to Wimbledon. Tak naprawdę nawierzchnia nie sprawia mi różnicy, ale chyba sporo tenisistek nie lubi lub nie umie grać na trawie, więc może tu mam największe szansę.

[ramka][srodtytul]Wimbledon – I runda[/srodtytul]

>KOBIETY: D. Safina (Rosja, 1) – L. Dominguez Lino (Hiszpania) 7:5, 6:3; V. Williams (USA, 3) - S. Voegele (Szwajcaria) 6:3, 6:2; S. Kuzniecowa (Rosja, 5) - A. Morigami (Japonia) 6:3, 7:6 (7-1); J. Janković (Serbia, 6) – J. Georges (Niemcy) 6:4, 7:6 (7-0); W. Zwonariowa (Rosja, 7) – G. Stoop (W. Brytania) 7:6 (7-0), 4:6, 6:4; C. Wozniacki (Dania, 9) – K. Date-Krumm (Japonia) 5:7, 6:3, 6:1; A. Radwańska (Polska, 11) - M.J. Martinez Sanchez (Hiszpania) 7:5, 6:1; A. Medina Garrigues (Hiszpania, 20) - M. Domachowska (Polska) 3:6, 6:3, 6:4.

>MĘŻCZYŹNI: A. Murray (W. Brytania, 3) - R. Kendrick (USA) 7:5, 6:7 (3-7), 6:3, 6:4; J.M. del Potro (Argentyna, 5) – A. Clement (Francja) 6:3, 6:1, 6:2; A. Roddick (USA, 6) – J. Chardy (Francja) 6:3, 7:6 (7-3), 4:6, 6:3; G. Simon (Francja, 8) - B. Reynolds (USA) 6:4, 6:3, 6:3; F. Gonzalez (Chile, 10) – T. Gabaszwili (Rosja) 7:5, 7:5, 6:3; N. Dawydienko (Rosja, 12) – D. Evans (W. Brytania) 6:2, 6:3, 6:3.

>Debel: E. Butorac, S. Lipsky (USA) - M. Fyrstenberg, M. Matkowski (Polska, 9) 6:3, 6:3, 6:3. [/ramka]

wysłuchał k.r. [/ramka]

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [mail=k.rawa@rp.pl]k.rawa@rp.pl[/mail][/i]

Długich opisów nie potrzeba – najlepsza polska tenisistka postanowiła zwyciężyć stylowo i zdążyć przed zmierzchem. Biegała zatem do siatki, atakowała niemal z każdego miejsca, punkty zdobywała prawie bez zacięć. Prawie, bo w pierwszym secie prowadziła 5:2, ale straciła trzy gemy i o kilkanaście minut spóźniła powrót do szatni.

W tym zwycięstwie była zawodowa pewność siebie, jeśli czegoś brakowało, to tylko łagodniejszej miny. Może sroga twarz to sposób na straszenie rywalek, ale chyba niepotrzebny – Hiszpanka dwojga imion i dwojga nazwisk była bezradna także bez straszenia. Teraz czas na walkę Agnieszki z Chinką Shuai Peng (36. WTA). Grały rok temu w Indian Wells, w trzech setach wygrała Polka.

Pozostało 86% artykułu
Tenis
Iga Świątek wygrywa tenisowe El Clasico. Wielki triumf Polki w Madrycie
Tenis
Finał marzeń w Madrycie. Iga Świątek zagra z Aryną Sabalenką
Tenis
Magiczny tenis Igi Świątek. Jest drugi kolejny finał w WTA w Madrycie
Tenis
Rywalka Igi Świątek: „Jestem starsza i mądrzejsza”
Tenis
Madryt we łzach. Wzruszające pożegnanie Rafaela Nadala
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił