[i]Korespondencja z Paryża[/i]
– Uważajcie na Robina, on już dojrzał do tego, by wygrywać turnieje wielkoszlemowe – ostrzega Szwed Mats Wilander. Trzykrotny zwycięzca z Roland Garros (1982, 1985, 1988) ma na myśli swojego rodaka Soderlinga, który w ubiegłym roku w Paryżu doszedł do finału, pokonując po drodze samego Rafaela Nadala.
W tegorocznym turnieju Soderling przeszedł dwie rundy jak tornado. Do jego stylu gry pasuje tylko jeden przymiotnik: brutalny. Francuzowi Laurentowi Recoudercowi oddał pięć gemów, Australijczykowi Taylorowi Dentowi tylko dwa. To jednak byli rywale średniej klasy, następni będą znacznie trudniejsi. Najpierw Hiszpan Alberto Montanes, potem ewentualnie Chorwat Marin Cilić, a w ćwierćfinale, jak dobrze pójdzie, sam Roger Federer (w środę pokonał Kolumbijczyka Alejandro Fallę 7:6, 6:2, 6:4).
Na konferencji prasowej z Soderlingiem – zaskoczenie. Potężny Szwed, który na korcie stosuje niemal wyłącznie rozwiązania siłowe, ma głos łagodny i melodyjny. – On nie mówi, on śpiewa – twierdzą szwedzcy dziennikarze. Jego opowieści podczas spotkań z mediami często dotyczą współpracy z Magnusem Normanem, który był bardzo dobrym tenisistą (finał French Open 2000), a dziś jest trenerem. – Magnus sprawił, że energia, która mnie kiedyś niszczyła, teraz jest moją siłą – powtarza Robin. – Już nie wściekam się z powodu pogody, zachowania widzów i innych okoliczności, na które nie mam wpływu.
Pogoda, skoro już o tym mowa, zmieniła się w Paryżu diametralnie. W środę ochłodziło się o 10 stopni i zaczął padać deszcz. Zanim lunęło, Polka Alicja Rosolska i Jarosława Szwedowa zdążyły przegrać z Amerykanką Lisą Raymond i Australijką Rennae Stubbs 6:7, 4:6. Skromna grupka polskich dziennikarzy spotkała się z pokonanymi, kierując większość pytań do Szwedowej. Nie dotyczyły one wcale meczu deblowego, ale dzisiejszego pojedynku z Radwańską.